sobota, 28 stycznia 2017

Czas

     Czas to specyficzny wymiar naszej czasoprzestrzeni. Jako jedyny ze znanych i dostępnych nam wymiarów jest na tyle "nieujarzmiony", że możemy pokonywać go tylko w jednym kierunku. We wszystkich pozostałych trzech wymiarach, możemy poruszać się swobodnie, dowolnie wybierając kierunek. Mało tego, ruch w tym czasowym wymiarze odbywamy ze stałą, niezmienną prędkością, choć co do tego akurat mam pewne wątpliwości. Nieodparcie odnoszę wrażenie, że są chwile, całe dni i lata, gdy czas pędzi na złamanie karku, są też takie, gdy wlecze się niemiłosiernie. Może to tylko wrażenie, a może nieodkryte i niezmierzone jeszcze zjawisko. Przecież gdyby czas przyspieszał, my przyspieszalibyśmy wraz z nim, wszystkie urządzenia pomiarowe też by przyspieszyły, więc zastanawia mnie, czy takie przyspieszenia i zwolnienia były by przez nas mierzalne. Może to odczucie jest jedynym sygnałem i detektorem tego zjawiska, a zaprogramowane tak zmysły rejestrują upływ czasu jako stały i jednokierunkowy, byśmy nie zwariowali. Nie ulega wątpliwości, że na dziś upływ czasu, jego kierunek, strzałka, jest nieodwracana, co powoli zaczyna do mnie docierać, nieodmiennie budząc niewesołe refleksje. Błogosławiony pomysł stwórcy (kimkolwiek on jest, Bogiem, fizyczną kreaturą, maszyną, naturą, czy tylko przypadkiem), wpisujący w proces starzenia się powolne stępianie zmysłów. Coraz gorszy wzrok pozwala na uniknięcie szoku przy każdym spojrzeniu w lustro. Obserwowalne, bez optycznych wspomagaczy, odbicie jest z grubsza do przyjęcia. Nie widać, wywołanych jednokierunkowym biegiem czasu, zgnieceń i wymiętoleń skóry sygnalizujących, po prostu, zmęczenie materiału, a moment prawdy, chwilę w której nałożę okulary by spojżeć w swe prawdziwe oblicze, wybieram zawsze sam, co pozwala przygotować się psychicznie na przewidywany widok, uniknąć szoku i zadawanych sobie pytań pytań, "kto to kurwa jest?". Mózg nie nadąża za starzejącym się ciałem, trudno mu zaakceptować tę nieuchronną jednokierunkowość i pamięta to młode oblicze, przechowując je w pamięci i przyporządkowując ciału które go nosi. We własnych myślach jestem wciąż młody, w emocjach wrażliwy, w wyobraźni szalony ...

*****
Bieżący komentarz
Nowy kącik w którym czasem krótko skomentuję to, co dzieje się wokół, nie pozostając obojętnym politycznie, za co z góry przepraszam ... albo i nie ...

     Karuzela nowych zdarzeń przekracza możliwość rzetelnego ich komentowania, ale jak zwykle mam parę osobistych refleksji. Wypadek ministra Macierewicza daje pojęcie jaki stosunek do procedur i poszanowania przepisów, czyli prawa, mają przedstawiciele władzy. Wbrew hasłu o "dobrej zmianie", w tej dziedzinie obecni wybrańcy niczym nie różnią się od poprzedników, a nawet mam wrażenie, że ścigają się z nimi w ich przekraczaniu. W kontekście tego wydarzenia nasuwa mi się jednak inna konstatacja. Pan minister, zapewne obawiając się spóźnienia na galę z Prezesem, co najmniej pozwolił kierowcy na łamanie przepisów, jeśli sam go do tego nie zobowiązał, wierząc, że w "słusznej sprawie" kierowca da radę (tzw. stan wyższej konieczności).
Cofając się o kilka lat ... 
Nasza delegacja na obchody do Smoleńska, też była spóźniona ...

P.S.
Zauważyłem, że rządząca ekipa za stan wyższej konieczności, czy też słuszną sprawę, uważa każdą sytuację polegającą na usuwaniu z urzędu, czy stanowiska, osób na które nie ma bezpośredniego wpływu, osób niezapewniających posłusznej realizacji linii partyjnej, osób po prostu niezależnych od tego typu myślenia, niepodzielających ICH światopoglądu. Ludzie nie są i nie mogą być w swych poglądach monolitem. Tak budowany gmach władzy, wcześniej lub poźniej, runie z dużym hukiem. To pewne. Historia zna takie przypadki.

*****
Raporty z przesłuchań
czyli co w mych odtwarzaczach piszczy
*
Muzyka spod igły
czyli winylowy kąt
      Ostatnia z płyt Kyuss w mojej kolekcji i ostatnia w dyskografii zespołu, " ... And The Circus Leaves Town" z 1995 roku. Tylko jeden singiel, brak promocji i rozpad zespołu spowodowały, że płyta przepadła. Muzyka prostsza i mocniejsza niż na dwóch poprzednich płytach, które odniosły przecież sukces. Jedyny singiel z tej płyty:

     Kolejna "ostatnia" płyta, tym razem z boxu Free "The Vinyl Collection". Szósta studyjna płyta zespołu "Heartbreaker" nagrana w 1972, wydana w 1973 rou, na której zmienia się skład w poszczególnych nagraniach w związku ze zmianami personalnymi w zespole (odejście basisty, pojawiają się klawisze, Paul Kossoff nie gra we wszystkich utworach). Na tej, jak się okazało, pożegnalnej płycie jest największy przebój zespołu:
Free - Wishing Well
Free - Heartbreaker
Free - Muddy Water

     Wydany w 1989 roku album The Cure "Disintegration" to dość mroczna płyta. Zespół powraca do mrocznego stylu pierwszych płyt, wciąż poszukując nowych brzmień. Ta wersja winylowa (2 płytowa reedycja), na szczęście zawiera wszystkie utwory wydane na CD, których pierwotnie zabrakło na wydaniu winylowym.
The Cure - Pictures Of You
The Cure - Lullaby
The Cure - Lovesong

     Led Zeppelin IV ... 
Na tym można by zakończyć opis. Najbardziej znana płyta Zeppów, zawierająca największy przebój, sprzedana w ponad 20 mln egzemplarzy (do dziś licznik wciąż bije i z pewnością ta liczba jest już nieaktualna). Mieszanka hard rocka i folku w idealnych proporcjach i Plant w najlepszej formie wokalnej. Winylowa reedycja po Page'owskich remasteringach.
Led Zeppelin - Stairway To Heaven
I ulubiony numer z płyty z niezapomnianym bitem perkusji:
Led Zeppelin - When The Levee Breaks



Muzyka codzienna
*
zazwyczaj samochodowa
czasem przed snem CD-kowa
     Ostatnia z pozycji na półce z Chrisem Rea. Ostatnia pozycja ale nie ostatnia płyta, bo w ramach jednego "zestawu" zatytułowanego "Blue Gitars" ukazało się 11 albumów prowadzących nas przez różne bluesowe style i bluesowe kontynenty. Chris zrealizował ten swój wielki bluesowy projekt w latach 2004-2005 a my ujrzeliśmy go w 2005 roku. Pierwsza z płyt "Album One (Beginnings)" to muzyka sięgająca do afrykańskich korzeni:

     Do AC/DC mam pewien sentyment, ale dość rzadko sięgam po ich płyty. Najlepszą, najmocniejszą, najbardziej rock'n'roll-ową (w moim odbiorze niemal punkową), na której dużo jest złych chłopców i grzesznej miłości, a zatem ulubioną jest "Let There Be Rock" z 1977 roku. To trzecia ogólnoświatowa płyta (a australijska chyba czwarta), różniąca się od australijskiej wersji jednym utworem i kolejnością nagrań. Jest również ostatnim nagraniem z basistą Markiem Evansem.

     Robert Randolph & The Family Band "Unclassified" z 2003 roku. Dobra i chwilami porywająca muzyka tego zespołu, grającego funk, soul z domieszką bluesa. Robert to też nie podrzędny muzyk. Wirtuoz (śmiało można go tak nazwać słuchając jak gra) pedal steel guitar (nie znam polskiego odpowiednika w nazwie), przez pismo Rolling Stone umieszczony w pierwszej setce najlepszych gitarzystów wszech czasów. W zespole oprócz niego trzech członków o tym samym nazwisku, zapewne stąd ten Family Band.
Robert Randolph & The Family Band - I Need More Love
Robert Randolph & The Family Band - Going In The Right Direction

     Z półki z klasyką Baroque Ensemble Il Tempo grał polską muzykę kompozytorów z epoki. Na płycie utwory których autorami są: Jarzębski, Mielczewski, Szarzyński, Milwid. Na płycie znaczek "Polish Early Music". Muzyczny barok w rozkwicie.
Link w innym wykonaniu, ale utwór z płyty:


Muzyka łazienkowa
Co chwilę, wraca na chwilę, bo Cobra ożyła :)

     W 1968 roku Muddy Waters nagrał płytę psychodeliczno bluesową "Electric Mud". Pomógł mu w tym amerykański zespół psychodeliczno soulowy, Rotary Band. Ten sam zespół towarzyszył, w kolejnym roku, Howlin' Wolf-owi na płycie "The Howlin' Wolf Album". Nie był to może przełom w muzyce, a raczej próba pójścia z prądem lat 60-tych. Tę płytę Muddy-ego bardzo lubię i cenię. Ma to coś (oprócz, oczywiście, że wspaniałych bluesów).
Muddy Waters - Mannish Boy
Muddy Waters - I Just Want to Make Love to You


Do klika za tydzień :)


niedziela, 22 stycznia 2017

W kontekście Orkiestry ...

     Kolejny niedzielny poranek, gdy cisza i spokój dają dojść do głosu myślom. Czy pisałem, że mam już dość zimy, zimna, śniegu, zimna, lodu, zimna, zimna, zimna, zimna? Chyba tak, więc zostawiam ten wątek ...
     Tydzień zabiegany, kolejny tydzień zabiegany, wszystko wokół wciąż przyspiesza ... Też pisałem? To o czym by tu dzisiaj .... 
O niczym? To cześć, do klika za tydzień !
.
.
.
     O czymś jednak sobie przypomniałem. Grała przecież Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy a ja jestem zainteresowany wynikiem tej zbiórki, bo jej cel zaczyna mnie dotyczyć w coraz większym stopniu. Ten fenomen towarzyszy nam już od 25 lat i niezmiennie pobudza do działania całe rzesze ludzi, zadziwia skutecznością, organizacją i (wbrew temu co twierdzą jego przeciwnicy, i coraz radykalniejsi w swych twierdzeniach i działaniach, wrogowie) przejrzystością finansową. Niszczenie tego dorobku i plucie na efekty nie świadczy o Orkiestrze, nie świadczy o Jurku, świadczy tylko o ludziach którzy to robią. Niestety jedną z największych naszych narodowych przywar jest zupełnie niczym niezmącona, bezinteresowna i czysta w swej formie zawiść, zazdrość. Jeżeli coś się komuś udaje, a przecież na pierwszy rzut oka widać, że na ten sukces nie zasługuje, to z pewnością jest nieuczciwy, kradnie, coś ukrywa, ma złe intencje i ... nie chodzi do kościoła, co tylko go pogrążą i potwierdza powyższe domysły. Wciska mi się do głowy niechciane twierdzenie, że wiara wcale nie prowadzi do miłowania bliźniego swego, a największe patologie rodzą się gdy idzie ona ramię w ramię z aparatem państwowym i politycznym. Przykładów z historii (która nikogo niczego nie uczy) jest trochę (Święta  Inkwizycja, "Gott mit uns" ...). 
Ale miałem pisać, w kontekście Orkiestry, o czymś zupełnie innym. Cały weekend spędziłem na koncertach i co mi z nich pozostało? Bardzo dobry występ The Dirt, zespołu w którym gra Piotr, mój młodszy syn. Właśnie zmienili nazwę z 4500 RPM na The Dirt. Przyjemnie jest widzieć i słyszeć jak się rozwijają. Po koncercie pojawiło się we mnie jednak ukłucie żalu, nie, nie zawiści, czy zazdrości, tylko żalu, że mnie to już nie czeka. Nie czeka mnie ta nadzieja, że muzyczne marzenia się spełnią. Drugim wspomnieniem jest kolejny, lepszy od poprzedniego, koncert Madame Delirium. Przykuwająca uwagę i tworząca SWÓJ teatr Ida, z nieukrywanymi emocjami, dzieląca się nimi z widzem i stawiający ścianę dźwięku zespół. Trzecim wspomnieniem jest to, że Siczkę "napier...ła" ręka, czym nie omieszkał się podzielić z kolegami podczas koncertu KSU, co było widać, słychać i czuć ...

Podzielę się jeszcze z Wami czymś, co może już znacie, a ja dopiero poznałem. Zastanawiam się komu mogą się nie podobać te wersje "Legend Polskich" i mam pewne podejrzenia. Lucynka, Jaguś, miłe dziewczęta :)


Legendy Polskie. Film Jaga. Allegro

*****
Bieżący komentarz
Nowy kącik w którym czasem krótko skomentuję to, co dzieje się wokół, nie pozostając obojętnym politycznie, za co z góry przepraszam ... albo i nie ...
     




*****
Raporty z przesłuchań
czyli co w mych odtwarzaczach piszczy
*
Muzyka spod igły
czyli winylowy kąt
      W 1992 roku ukazał się drugi album Kyuss "Blues For The Red Sun". Nie odniósł sukcesu komercyjnego. Sprzedał się w 39 tys. egzemplarzy mimo niezłych recenzji. Dziś to klasyczna pozycja definiująca nowe brzmienie, nazwane stoner rockiem. Czy muszę dodawać, że uwielbiam to brzmienie?
Kyuss -Green Machine
Kyuss - Thong Song
Kyuss -Thumb

    Limitowana seria 500 egzemplarzy "Option Paralysis" The Dillinger Escape Plan na czerwonym winylu i jeden z nich na mojej półce. Czwarta płyta zespołu wydana w 2010 roku. Bardzo spodobała mi się taka recenzja : "Puciato przez chwilę śpiewa jak wściekły Lenny Kravitz." W lutym jadę na ich koncert do Stodoły. Uwielbiam te "wściekłe" fragmenty. Struktury dźwiękowe wygrywane przez gitarę zachwycają, perkusista szaleje w swych własnych dzikich tempach i matematycznych zmianach rytmu, wokal kaleczy gardło ...
The Dillinger Escape Plan - Farewell, Mona Lisa
A to nietypowy numer ze śpiewami dzieci, elektroniką, bluesową gitarą ...
The Dillinger Escape Plan - Parasitic Twins
The Dillinger Escape Plan - Room Full Of Eyes

     Kolejna płyta z boxu "Vinyl Collection" zawierającego wszystkie siedem oficjalnych płyt Free. Tym razem na talerzu "Highway" z 1970 roku.Styl zespołu wciąż ten sam, niespieszny bluesrock. Są tu dwie piosenki które zostały ze mną na zawsze. Taka przepiękna ballada:

Free - Be My Friend
I taka, idąca stępa "końska" piosenka :)
Free - Ride On Pony

     Wydana przez Columbię w 1974 roku płyta The Gerry Mullingan Quartet "What Is There To Say", zawierająca zremasterowane utwory z lat 1958-59. Niepowtarzalny jazz końca lat 50-tych. Spokój pełen muzyki ...
Gerry Mulligan - What is there to say
The Gerry Mulligan Quartet - Festive Minor



Muzyka codzienna
*
zazwyczaj samochodowa
czasem przed snem CD-kowa
     Gdy Chris Rea wypełnił już wszystkie zobowiązania wobec wielkich wytwórni płytowych, zaczął nagrywać płyty z muzyką, która grała mu w duszy od zawsze, z bluesem. Takiego go właśnie lubię, bo jego głos wspaniale sprawdza się w takich nagraniach. Płyta z 2002 roku, Chris Rea "Stony Road" ... nie ma tu przebojów, są chwytające za gardło bluesidła ...
Chris Rea - Easy Rider
Chris Rea - Mississippi
Chris Rea - So Lonely

     Słuchanie klasyki w sobotni lub niedzielny poranek to już nowa świecka tradycja. Wstaję wcześniej i budzę dom takimi dźwiękami. Tym razem Mozart i monumentalna Msza c-moll KV 427 nazywana WIELKĄ. Przepiękna klasyka tworzona w prawdziwym natchnieniu, słuchać też można, a nawet trzeba z takim uczuciem:
W. A. Mozart -  Great Mass in C minor, K 427

     Kolejna płyta Chrisa z 2004 roku. Bogate aranżacje, smyczki, flirt z muzyką jazzową i raczej piękne ballady niż blues, choć i tego tu nie brakuje ... Chris Rea "The Blue Jukebox"
Chris Rea - Long Is The Time, Hard Is The Road
Chris Rea - Let's Do It


 Muzyka łazienkowa
Co chwilę, wraca na chwilę, bo Cobra ożyła :)

     Gitarzysta który dorównywał talentem Hendrixowi a już z pewnością Jimi był jego inspiracją. Ze względu na problemy z alkoholem i narkotykami jego kariera nie rozwijała się na miarę talentu, ale pozastały nagrania. Jedna z płyt wydanych długo po śmierci muzyka (zginął w katastrofie helikoptera, po dużym koncercie ... na pokład drugiego helikoptera wsiedli David Bowie, Robert Cray i Eric Clapton). Oficjalne wydawnictwo pochodzi z roku 2006, w 2007 ukazało się DVD, nagrania pochodzą z 1985. Stevie Ray Vaughan "Live In Tokyo":
Stevie Ray Vaughan - Voodoo Chile
Stevie Ray Vaughan - Texas Flood

Do klika za tydzień :)
czarT


sobota, 14 stycznia 2017

I jak rzyć?

     Nie jestem zwierzęciem zimnolubnym z ciepłem też nie pochwalam przesady, najlepszym stanem jest stan letni. Warunki panujące poza pomieszczeniami odizolowanymi (na ile to możliwe) od zewnętrznej aury, czyli po prostu na dworze, na polu, powodują zupełny zastój myśli, przerywany czasem odgłosem szczękających z zimna zębów (z tym zębami to też przesada, szczękają raczej ich marne resztki).
I jak rzyć ? ... moja w porządku, choć czasem zimna (adekwatnie do jakże popularnego stwierdzenia "du.. zimna")
 
ten mróz zamroził cały świat
nie dając myślom żadnych szans
pustynię lodu czyniąc z uczuć
żadnych emocji żadnych odczuć
nie czuję nic
zmrożony
wyzuty
przeżuty
wypluty przez czas na margines
koniec rozdziału
czy koniec pieśni?

*****
Bieżący komentarz
Nowy kącik w którym czasem krótko skomentuję to, co dzieje się wokół, nie pozostając obojętnym politycznie, za co z góry przepraszam ... albo i nie ...
     Wykrakałem! Pisałem, że rząd chwali się z dumą tym, że nie udzielił pomocy żadnemu uchodźcy ... No to rząd postanowił udzielić, z tym, że nie uchodźcom a rodzinom chrześcijańskim w Syrii. Zupełnie "przypadkowo" Szalony Antoni wybrał dzień przed zbiórką Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. I tak szlachetna* idea pomocy została zaprzęgnięta do walki ideowej. Czy nie potrafimy już nic zrobić bezideowo, bez walki politycznej w tle, bez "pochwały" jednego słusznego światopoglądu? Gdy robi się taką kwestę z wyraźną intencją przeszkodzenia innej, "gorszej" zbiórce, przestaje być ona szlachetna*.

*  szlachetny -  postępujący w sposób wspaniałomyślny, uczciwy i bezinteresowny.
*****
Raporty z przesłuchań
czyli co w mych odtwarzaczach piszczy
*
Muzyka spod igły
czyli winylowy kąt
      Rok 1972, kolejna płyta Free, "Free At Last". Przeskoczyłem płytę "Highway", ale ta za tydzień. Grupa właśnie reaktywowała się po pierwszym rozłamie w 1971 roku, ale tym razem (na krótko) Paul Rodgers potrafił się jeszcze dogadać z basistą Andy Fraser'em, a Paul Kossoff jeszcze nie do końca odleciał w swym nałogu. Nie ma na niej "wielkich" przebojów, ale jest ta sama solidna porcja niepowtarzalnego blues rocka.
Free - Catch a Train
Free - Little Bit Of Love
Free - Guardian Of The Universe

     Rok 1977 to rok w którym ukazuje się  pierwsza płyta "The Clash". Londyn wrzał od nowej, punkowej muzyki. Taki też był wówczas The Clsah.
The Clash - White Riot
The Clash - London's Burnin
The Clash - Career Opportunities
The Clash - Police & Thieves

     Jedna z najsłynniejszych kapel grających roots reggae, Black Uhuru i płyta z 1981 roku "Red". Na okładce, którą bardzo lubię, dwóch naburmuszonych młodzieńców i roześmiana Sandra „Puma” Jones, piękny dysonans. A na płycie ... po prostu reggae ... jakie wyśpiewał Bob.
Black Uhuru - Carbine
Black Uhuru -  Sponji Reggae
Black Uhuru - Puff She Puff


     Klasyczna klasyka w klasycznym wydaniu, czyli reedycji Pink Floyd na winylach, ciąg dalszy. Najbardziej znana i uznawana za jedno z największych osiągnięć muzyki rockowej, płyta "Dark Side Of The Moon". Ktoś nie zna ? ... rok 1973 ... nie jest to moja ulubiona płyta Floydów.
Pink Floyd - Time
Pink Floyd - Money
Pink Floyd - Us And Them

     Led Zeppelin II (1969), płyta z której znane jest jedno nagranie, "Whole Lotta Love" którego erotycznie otwarte aluzje budzą dreszcze do dziś. Nagrywana w różnych studiach w przerwach między koncertami ... co trochę słychać. Styl kapeli ewoluuje od bluesa do folku i staje się cięższy. Tworzona w biegu, trochę szalona płyta.
Led Zeppelin - Whole Lotta Love
Led Zeppelin - What Is and What Should Never Be
Led Zeppelin - Heartbreaker

      Światosław Richter i Oleg Kagaan w Dwóch Sonatach na Skrzypce i Orkiestrę Ludwiga van Beethovena na jednej płycie radzieckiej Melodii. A są to: op. 23: Sonata skrzypcowa nr 4 a-moll, op. 24: Sonata skrzypcowa nr 5 F-dur tzw. Wiosenna. Intensywność uczuć, doskonałość formy, świetny warsztat wykonawców.
 Beethoven - Violin Sonata No 4 in A minor, Op 23 
Sviatoslav Richter & Oleg Kagan play Beethoven Sonata no.5 op.24

Muzyka codzienna
*
zazwyczaj samochodowa
czasem przed snem CD-kowa
     Świetny najnowszy album Bohren Und Der Club Of Gore "Bohren For Beginners" z 20016 roku. Album najnowszy, ale nagrania stare. Nie jest to typowe "Best Of ...", ale ponad dwie i pół godziny przygody z wyborem utworów z różnych płyt, wybranych starannie przez zespół. Pierwszy CD z podtytułem "Bohren For Beginners", drugi "Bohren For Advanced". Spokojny, powolny jazz z elektroniką w stylu ambient ...
Bohren Und Der Club Of Gore - Maximum Black
I taka niespodzianka wokalna ... Mike Patton:
Bohren Und Der Club Of Gore - Cath My Heart



     Druga płyta Brytyjczyków z Bush "Razorblade Suitcase" z 1996 roku. Zapomniany i niedoceniony zespół, a grał niezły grunge podobny do Nirvany. Ja bardzo lubię i co jakiś czas wracam:
Bush - Greedy Fly
Bush - Cold Contagious
Bush - Mouth
Bush - Bonedriven
Bush -  Straight No Chaser

     Po tej płycie spodziewałem się dużo więcej, Beth Gibbons & Rustin Man "Out Of Season"  z 2002 roku, czyli frontwoman Portishead i basista Talk Talk, Paul Webb. Płyta ma dobre momenty, ale w całości jest trochę monotonna, chwilami usypiająca ... co też ma swoje zalety. Co do samego wokalu, w Portishead brzmi oryginalnie i ciekawie (choć jest daleki od "prawidłowego" emisyjnie śpiewu), tu brzmi, dla mego ucha, nawet irytująco.
Beth Gibbons & Rustin Man - Mysteries
Beth Gibbons & Rustin Man - Tom The Model
a
     I w łazience i w samochodzie, pod koniec tygodnia, rozpanoszyła się Ana Popović, solidna, serbska gitarzystka i wokalistka bluesowa. W środowisku bluesowym nazywana kobiecym wcieleniem Jimiego Hendriksa ... podsumowując, na gitarze grać umie (Lubię tak "gadające" gitary). W samochodzie płyta z 2003 roku "Comfort to the Soul".
Ana Popović - Change My Mind
Ana Popović - Navajo Moon

 Muzyka łazienkowa
Co chwilę, wraca na chwilę, bo Cobra ożyła :)
    A tu inna płyta Any Popović, z 2000 roku ""Hush!".
Ana Popović - Hometown
Ana Popović - I won't let you down





Do klika za tydzień :) 
czarT



sobota, 7 stycznia 2017

Podsumowania robią się same

     Święta i Nowy Rok już za mną. Dawno już minął czas, gdy na nie z niecierpliwością czekałem. Teraz raczej z niecierpliwością czekam kiedy miną i zawsze mijają ... za szybko. Spotkania rodzinne wypełnione lepszą lub gorszą energią, te same twarze, nowe twarze ale i brak niektórych i ta świadomość upływającego czasu, który, choć wydaje się to niemożliwe, wciąż przyspiesza. Szczęściem i nieszczęściem jest to, że słabnące zmysły percepcji pozostają coraz mniej wrażliwe na to szaleństwo wokół.Choć nie chcę tego robić, to podsumowania robią się same. Zamknąłem w głowie, albo wciąż zamykam, bardzo burzliwy pięcioletni okres który mocno przemeblował mą psychikę. Choć może mówienie o zamknięciu jest raczej życzeniowe, bo proces wewnętrznych zmian wciąż trwa a przebiega ewolucyjnie a nie rewolucyjnie. Ja z pewnością czuję, że nie jestem już tym samym człowiekiem co pięć lat temu, a wówczas nie widziałem żadnej możliwości zmiany. Dzisiaj ją widzę i czuję w sobie bardzo wyraźnie i samym procesem starzenia się i czerpania ze swej "mądrości" życiowej nie da się tego wytłumaczyć. W odniesieniu do dzisiejszego stanu mogę już spokojnie napisać o mądrości a nie o "mądrości" i mam głęboką wewnętrzną samoświadomość, bo ona jest podstawą poznania. Najpierw dojdź do ładu z sobą, zanim zaczniesz wprowadzać ład wokół siebie, poznaj siebie, zanim zaczniesz poznawać prawdziwie swe otoczenie, zrozum siebie, a może zrozumiesz świat wokół siebie. Bez tego pełne poznanie i zrozumienie nie jest raczej możliwe. By w pełni odczuć, docenić i ocenić taki proces, trzeba mieć jasną wizję co chce się osiągnąć. Nie wyznaczać doraźnego celu z arsenału chęci, chcę zerwać, dorwać wyrwać, ale przewidzieć też skutki (znienawidzone niegdyś słowo: konsekwencje, z którym dziś już się zaprzyjaźniłem) tych działań w dłuższej perspektywie, by nie popaść w chwilowe samozadowolenie z krótkotrwałych i czasem ulotnych efektów. Wolniej, trudniej ale dokładniej i trwalej. Wiem, że tamtego czarT'a już nie ma. Czy wróci? Mam nadzieję, że ten którego tylko ja znam bardzo dobrze, odszedł i da mi już spokój, bo ten staje się powoli prawdziwą wartością. A "szaleństwo"? Niech czasem zagości w głowie, ale na chwilę, a nie permanentnie dezorganizuje życie. Niech w końcu znajdzie artystyczny wyraz, bez rujnowania otoczenia ... 

*****
Bieżący komentarz
Nowy kącik w którym czasem krótko skomentuję to, co dzieje się wokół, nie pozostając obojętnym politycznie, za co z góry przepraszam ... albo i nie ...
     O ironio i sarkazmie chwili w której katolicki, chrześcijański rząd takiegoż narodu, świadom przykazań swej wiary, świadom historii życia swego, uważanego za Syna Bożego, proroka, chwali się z dumą tym, że nie udzielił pomocy żadnemu uchodźcy ...

*****
Raporty z przesłuchań
czyli co w mych odtwarzaczach piszczy
*
Muzyka spod igły
czyli winylowy kąt
      Czwarta płyta z siedmiopłytowego boxu "Free Vinyl Collection", "FREE LIVE!". Bardzo atrakcyjne wydanie w formie koperty w której listem jest koperta z płytą. Free z 1971 roku w świetnej formie, na żywo, ale ta kapela słynęła z sensacyjnych wręcz występów.
Free - All Right Now
Free - The Hunter
Free - Be My Friend

     King Dude, król mroku. Płyta "Fear" z 20014 roku. Czy to straszna muzyka? W żadnym wypadku. Można powiedzieć, że nawet mądra. Mieszanka gotyckiego rocka, folku z wpływami Toma Waitsa czy Nicka Cave'a. Niski, przejmujący wokal, mrok, rozpacz, przestrzeń, strach ... czyli przyjemna muzyczka. A tak poważnie, bardzo dobra i mądra płyta i niech was nie straszą (Fear?) słowa Thomasa Jeffersona Cowgilla, że jest "muzykiem folkowym, który stał się rockandrollowcem dla Lucyfera", bo dużo w tym, traktowanej użytkowo na rzecz mediów, autokreacji.
King Dude - Fear Is All You Know
King Dude -  Devil Eyes
King Dude - Empty House

     Debiut płytowy  Queens Of The Stone Age z 1998 roku zatytułowany "Queens Of The Stone Age". Stonerowa, dość ciężka jeszcze muzyka powstała po rozpadzie Kyuss. Chyba moja ulubiona pozycja grupy"
Queens Of The Stone Age - You Can't Quit Me Baby
Queens Of The Stone Age - If Only


     I ostatnia (na razie) z kolekcji Marleyów. Bob Marley & The Wailers "Kaya", rok 1978. Płyta pełna namiętności i miłości ... Marley nie był wówczas ani grzeczny ani wierny 
Bob Marley & The Wailers - Is This Love
Bob Marley & The Wailers - Misty Morning
Bob Marley & The Wailers - Satisfy My Soul


     Czwarta w dyskografii The Jam "Setting Sons" z 1979 roku. Trochę smutny i nostalgiczny album zespołu , który poprzednim albumem stworzył (zdaniem krytyków) nowy nurt w muzyce, "Mod revival". Nadal melodyjnie, trochę punkowo, nowofalowo, i szczerze powiem, że to ... dobra płyta.
The Jam - Saturday Kids
The Jam - Private Hell


     Johann Sebastian Bach, koncerty skrzypcowe a-moll (BWV1041), E-dur (BWV1042) i d-moll (BWV1043) na dwoje skrzypiec i orkiestrę z Czechosłowackiej płyty Suprafonu. Lekka muza mistrza baroku, rozleniwiająca w niedzielny, noworoczny poranek:
Bach, J.S. violin concerto in A minor BWV 1041
Bach, J.S. violin concerto in E major BWV 1042
Bach: Perlman / Zukerman - Concerto for Two Violins BWV 1043

Muzyka codzienna
*
zazwyczaj samochodowa
czasem przed snem CD-kowa
     Dalszy ciąg przygody z muzyką Us3 w samochodzie. Tym razem dużo lepsza płyta "Broadway & 52nd" z 1997 roku, druga pełna po doskonałej "Hand on the Torch". Jeszcze jest świeżość i kołyszący przebojowo acid jazz.
Us3 - Come On Everybody (Get Down)
Us3 - I´m Thinking About Your Body
Us3 - Grand Groove
Us3 - Sheep

      Idąc jazzową ścieżką, w samochodzie rozległy się dźwięki z płyty Johna Abercrombie "Animato" z 1989 roku. Trochę to nietypowa płyta w dyskografii tego amerykańskiego gitarzysty, pełna przestrzeni, powietrza, wypełniona plamami dźwięku klawiszy i piękną gitarą Johna. Klimatycznie przypomina płyty Pata Metheny'ego (dla tego piszę, że nietypowa w jego dyskografii), w sam raz na wieczór. Skład muzyków dość skromy:
John Abercrombie — guitar, guitar synthesizer
Vince Mendoza — synthesizer
Jon Christensen — drums
A że z tej płyty nie znalazłem w sieci nic, to muzyka z innych ...
John Abercrombie - Parable
John Abercrombie - Love song

 Muzyka łazienkowa
Co chwilę, wraca na chwilę, bo Cobra ożyła :)
      Rod Piazza & The Mighty Flyers "For The Chosen Who" z 2005 roku. Czasem budziła trochę uśmiechu nad popowym zacięciem, ale jednak bluesem płyta kołysze lub zaprasza do tupania. Rod Piazza, 69-cio letni amerykański harmonijkarz bluesowy i wokalista. Od 1980 roku tworzy muzykę z grupą The Mighty Flyers, którą założył razem ze swoją żoną, pianistką Honey Piazza. Jedno co mnie razi na jego płytach to niebluesowy głos ...
W linku fragment koncertu z 20014 roku:
ROD PIAZZA & the MIGHTY FLYERS - "Southern Lady" 7-18-14


Do klika za tydzień :)
czarT