piątek, 30 stycznia 2015

Koncert: Inhalators, Sexbomba, The Vibrators - Białystok, Fama, 25.01.2015

Koncert
     Do miasta na jeden koncert przyjechała legenda. Zaczynali z Sex Pistols i The Clash, występując (zapewne) czasem na jednej scenie. Miej znani, ale dzisiaj już kultowi The Vibrators (Wibratory). Trzeba iść, nie ma że to tamto. Zebrałem się więc w sobie i przełamując naturalną niechęć do wychodzenia z domu w niedzielny wieczór, wyszedłem. Mogłem przecież spędzić czas w dużo bardziej interesujący sposób, śledząc z napiętym zainteresowaniem na pograniczu ekstatycznej ekscytacji, pełen intelektualnych gniotów serialowo-filmowych i kabaretowych katastrof powtarzanych aż do mdłości, program telewizyjny. Zwalczyłem z trudem tę pokusę i poszedłem, uprzednio wyszedłszy z domu, na to wydarzenie. Oprócz Wibratorów miały zagrać Inhalatory (Inhalators z Chotomowa) i Bardzo Atrakcyjna Kobieta w Erotycznie Wyzywający Sposób - B.A.K. w E.W.S. czyli po prostu warszawska (też już chyba kultowa) Sexbomba. "Do widzenia, wrócę .... nie wiem kiedy, ale z pewnością późno", drzwi, schody, garaż, samochód, pisk opon, "szaleńcza" jazda przez miasto, parking i już byłem pod klubem. Szybka lustracja stojących na parkingu samochodów .... uffff, nikogo znajomego. Rzut oka przez przeszklone drzwi do środka. Pierwsza znajoma, ale przyjaźnie kojarząca się twarz, w dwóch słowach .... jest dobrze. Okej, jeśli jest dobrze, wchodzę.
     Jest ciepło, jest sporo ludzi a w kącie holu stoisko z gadżetami. Idę, bo jestem przy kasie, może coś kupię. Są płyty i koszulki i nalepki i wszywki i znaczki i czapeczki Wibratorów i Sexbomby. Czarna koszulka Wibratorów z trupią czaszką, uśmiecha się jej wizerunkiem do mnie. Wiem, już wiem, za chwilę będę ją miał. Przy stoliku dwóch panów punków, wyglądających na nietutejszych, nie polskich. "Do You Speak polish?", zagajam uprzejmie, by nawiązać pierwszy kontakt .... robią zdziwione miny, chyba nie słyszą, albo nie rozumieją. Może Anglicy, bo oni nie rozumieją "normalnego" angielskiego. Siląc się na londyński akcent (czyli gorący kartofel w ustach) pytam raz jeszcze : "dujauespiczaupoeulich" ...... Zna się te języki .... zrozumieli (jeden z nich) i słyszę "No, no". Płynnie przechodzę więc na angielski. Mógłbym przytoczyć cały błyskotliwy dialog który doprowadził do zakupu pierwszej płyty Wibratorów i wspomnianej już koszulki, ale po co? Ważny jest efekt i kieszeń lżejsza o 100 złotych. Płyta do samochodu, koszulka na tors i dalej w "tłum". Tłum w cudzysłowie, bo go tam nie było. Było sporo osób, jak na punkową imprezę w Białymstoku, ale przecież to nie tłum. Wchodzę więc w tą niegęstą gęstwę ludzką i już widzę pierwszy rezultat bardzo udanego zakupu, uśmiechnięte twarze patrzące na moją koszulkę i uniesione w górę kciuki młodzieży (wszyscy tam obecni byli dla mnie młodzieżą, choć wiekowo dość zróżnicowani). Tylko czy to na skutek samej koszulki, czy zestawienia tej koszulki i siwego łba? Ale czy to ważne? Oni się uśmiechają, budzę więc sympatię a to przecież lepsze od antypatii. Ja też ich wszystkich lubię, choć jedynymi osobami wyglądającymi na punków są artyści, a i to nie wszyscy. Ryknęły głośniki, odskakuję więc od sceny, młodzież przemieszcza się w kierunku przeciwnym .... zaczyna się koncert.
     Pierwsze ryknęły mocą swych gitar Inhalatory, dość młoda grupa z Chotomowa. Zagrali głośno, równo i .... poprawnie. Iskra szaleństwa znalazła wyraz w ciemnych okularach wokalisty lub ich braku. Parę kowerów (m.in. Sex Pistols) z mniej lub bardziej udanymi polskimi tekstami. Mnie zabrakło punkowego luzo-szaleństwa. Poza tym, słuchając tekstów,  odniosłem wrażenie że panowie nie lubią lub boją się kobiet. Muzycznie dobry występ, emocjonalnie pozostawili we mnie niedosyt. Z występu zapamiętam wesołą i punkową wersję Portu Krzysztofa Klenczona I Trzech Koron:



     Emocjonalnego niedosytu nie pozostawiła za to Sexbomba. Był i dialog Roberta z publicznością i wspólne chóralne śpiewy i emocjonalne zaangażowanie muzyków i wokalisty i skórzana ramoneska (ja byłem bez) i luz i pozdrowienia dla starych załogantów i "Mariola" na koniec występu i wszystko czego oczekiwałem po tej Wystrzałowej Erotycznie Pani. Pełna satysfakcja. Po koncercie parę słów zamienionych z Robertem (wokalistą), który też wyłowił z tłumu mą siwiejącą czuprynę i tors w Vibratorach. Krótko o pierwszej ich płycie i wieku fanów i o nas jeszcze żyjących, potem znajomość potwierdzona na facebooku. Do następnego razu !


Sexbomba w Famie
(zdjęcie ze strony zespołu na facebooku, zrobione przez Krzysztofa Pietrzaka
     W końcu przyszedł czas na clou programu, Vbratory (The Vibrators). Kapela legenda. zaczynali swą drogę obok Sex Pistols czy The Clash, ale nie zdobyli takiej międzynarodowej sławy. Ich pierwsza płyta zaliczana jest do 50 najlepszych płyt punkrockowych w historii. Z niepokojem obserwowałem gitarzystę (członków zespołu jakoś nie było trudno odróżnić od pozostałych "szarych" uczestników koncertu), który nie oszczędzał się wcale we wlewaniu w siebie naszego polskiego piwa. Gdy rozpoczęli koncert, po pierwszym numerze padło wiosło. Widać było że gitarzysta nie bardzo sobie radzi z wtyczkami i precyzyjnym trafianiem nimi do gniazd. Ale od czego koledzy i obsługa koncertu. Po paru minutach wzmacniacz zarzęził jak wcześniej i można było grać dalej. Chwiejność nóg i częściowy brak koordynacji ruchowej, połączony z trudnością ze słownym wyrażaniem swych myśli, nie przeszkodził naszemu gitarzyście w graniu. Trudno mówić o precyzji ale spontaniczność była pełna, połączona z całkowitym oddaniem się graniu i przeżywaniu granego materiału. Ja, i mówię to całkiem szczerze, patrzyłem z przyjemnością bo tego przecież oczekiwałem. Perkusyjne galopady i śpiewający perkusista. Młodszy i cały wytatuowany basista i wokalista w jednym. I nasz całkiem luźny gitarzysta, też udzielający się wokalnie. Wszystko tu było na swoim miejscu, wszystko grało i czułem że to ich żywioł i życie a nie kolejny koncert do zagrania.



     Publiczność i jej reakcje to osobny rozdział. Było pogo, bo to przecież punkowy rytuał. Nie wszyscy w nie ruszyli, ja też stałem obok gibiąc się jedynie na boki i podskakując od czasu do czasu dla rozładowania emocji. Mam oczy, więc patrzyłem i wypatrywałem. Na początku pod sceną pogowała młodsza część publiki. Zaczęło się dziać, gdy do akcji ruszyli rozochoceni muzyką i podnoszącymi nastrój napitkami, weterani. Pogo nie jest grzecznym i spokojnym tańcem. Chwilami, dla niewtajemniczonych wygląda jak bójka, ale gdy ktoś padnie, wszyscy pomagają mu wstać. Przewidywalnie było do chwili gdy pod sceną pojawiła się "zielona koszulka". Zauważyłem go gdy nagle w środku pogującej grupy zakręcił się jakiś młyn i kilka osób równocześnie upadło na ziemię. Z boków wyciągnęły się pomocne ręce i po chwili taniec trwał dalej, ale ja zaciekawiony, zacząłem się przyglądać, co wywołało ten zbiorowy upadek. I wypatrzyłem ..... była to "zielona koszulka". Zamknięte oczy, wysunięta do przodu pierś, podniesiona wysoko broda, wijące się jak węże (lub cepy) ręce, odpychające każde pojawiające się w ich zasięgu "obce" ciało i słuszna masa, to była przyczyna. Co chwilę ktoś odbijał się od niego jak od ściany i wypadał z kręgu tańczących, lub zaliczał podłogę. "Zielona koszulka" natychmiast pomagał wstać i znowu odpychał (ale już lżej). Chwilami znikał dla zaczerpnięcia oddechu, a jego ponowne pojawienie się sygnalizowały padające "ofiary". A to wpadł pod scenę i pociągnął za sobą stojących tam i robiących head-banging ludzi, a to wpadł z rozłożonymi ramionami w grupę kładąc ją pokotem, ale zawsze pomagał podnieść się leżącym. Czekałem kiedy będzie dym. No i trafił na jednego który nie wytrzymał nerwowo takiej punkowej zabawy (nota bene bardzo dobrego tatuażystę, który robił mi wilka). Krótka szamotanina, parę nietrafionych uderzeń, trochę machania rękoma i już cały łańcuszek oddzielił przeciwników a potem sznur kilku osób wyprowadził "zielonego" na zewnątrz.
Bijatyka na zewnątrz, koniec koncertu dla "zielonego"? Nic bardziej mylnego. Po kilku minutach całe towarzystwo wróciło i zabawa trwała nadal a "zielony" nadal fruwał jak samolot, no może trochę lżej traktując innych jej uczestników.
     Wieczór był dla nie bardzo udany. Poczułem się znowu jakbym miał naście lat, choć wejście w pogo to już zbyt wielkie wyzwanie. Wiedziałem czego oczekuję po tym koncercie i właśnie to otrzymałem. Dziękuję I Inhalatorom i Sexbombie i przede wszystkim The Vibrators za wspaniały wieczór, pełen emocjonalnych dreszczy i wzruszeń. Do zobaczenia następnym razem, bo nawet z domu spokojnej starości ucieknę na taki koncert.

*****
Raporty z muzycznych przesłuchań
czyli co w mych odtwarzaczach piszczy

Muzycznym motywem przewodnim tygodnia była pierwsza płyta Wibratorów. Towarzyszyła mi wszędzie, więc jest poza wszelkimi kategoriami, a raczej we wszystkich naraz:

Muzyka spod igły
     I znowu miała być czarna, a jest ..... o dziwnym kolorze szaro-buro-złoto-brązowym. Mam kłopot z odcieniami kolorów .... A płyta to Joy Division "Closer" na winylu. Nic nie napiszę bo dla mnie to jedna z płyt wszech czasów. Taki cold wave pięknie ziębi me serce i nie mam go dość po tylu latach .... 
     Na winylach obecnie  kupuję tylko płyty które mają dla mnie status kultowych. Ta taka jest (poprzednia też była) i kolejna na liście płyt wszech czasów. Wspaniały przykład ciężkiego i progresywnego grania, najbardziej rockowa płyta King Crimson .... a co utwór to dreszcze emocji. King Crimson i "Red" .....  zawiera numer który będzie ze mną zawsze i wszędzie i musi grać też tam po drugiej stronie ......
Upadły anioł .....
..... i wszystkie inne z tej płyty ..........
     Po tych dźwiękowych rozkoszach, wracam do przyjemnych polskich dźwięków. Ze starego winyla kolejna płyta polskiego prekursora jazz-rocka, czyli Laboratorium. Rok 1977 "Diver" :
I gdzieś po latach w Chicago .....
     Stare, polskie i chyba dobre. Piszę chyba, bo przecież nie ma we mnie obiektywnego podejścia do tej płyty. Kiedyś słuchana do zarżnięcia, potem znielubiona teraz wracam z sentymentem. Kawał historii polskiego rocka i kilka wielkich przebojów .... Perfect z pierwszej, "białej" płyty (stary oryginał z 1981 roku) ....
MOJE trzy ulubione nagrania (żadnych Ewek i takich tam bo przecież przebojów było więcej ;))
Perfect - Obracam w palcach złoty pieniądz
Perfect - Bla, bla, bla
Perfect - Chcemy być sobą
     Z kącika kącika czarnego winyla wyszedłem muzyką klasyczną. Jak pewnie pamiętasz ;) śpiewałem kiedyś w chórach i do dziś lubię słuchać chóralnego śpiewu (mam sporo płyt). Tym razem F.Liszt i Missa Choralis z płyty radzieckiej Melodii. Są ładne fragmenty ;) ....
F.Liszt - Missa Choralis

Muzyka łazienkowa
czyli słuchana w łazience przez wszystkich męskich członków rodziny
np. przy goleniu ;)
     Muzyka trochę za szybka do ćwiczeń, ale dająca duży zastrzyk adrenaliny. Korn "Korn" z 1994 roku. Ten bas tak miło mnie łechce ....
Korn - Blind
Korn - Clown
Korn - Lies
     I nie wiem czy sąsiedzi nie zatykali uszu gdy wchodziłem do łazienki, ja je otwierałem szeroko ! Jak ja lubię takie łojenie z takim wrzaskliwym wokalem ..... a jest to punk .... ale hardcore. Na tej płycie zawsze te dwa nagrania :
Gallows - Kill The Rhythm
A przy tym trudno mi wysiedzieć spokojnie .... więc skaczę i ....
Gallows - In The Belly Of A Shark


Muzyka codzienna
     W odtwarzaczu polska płyta, zespół Sofa to polska z Torunia grupa wykonująca muzykę z pogranicza hip-hopu, soulu, funku, jazzu i R&B. Trochę na początku kręciłem nosem, ale przekonała mnie do swych bitów i jazzowych nastrojów. Płyta "Many Stylez" z 2006 roku:
     Trochę progresywnego rocka z polski ... Debiutancka płyta zespołu Space Avenue "Voices From The Other Worlds" z 2006 roku. Nie znalazłem informacji o następnych płytach, choć zespół zapowiadał się nieźle. Trochę stylistycznego bałaganu, trochę słabej angielszczyzny trochę słabego dźwięku ale w sumie całkiem udany debiut. Najciekawszy, końcowy numer na płycie:
Space Avenue - The Odyssey
     Kłusem z bluesem biec przez życie .... czasem potrafię. Genialna klasyka czarnego (jak noc) bluesa "Howlin' Wolf London Sessions" (1970) brzmi świetnie po tylu latach, ale to trzeba mieć taki głos i gitarę .....
Howlin' Wolf - Wang Dang Doodle
Howlin' Wolf - The Red Rooster
Howlin' Wolf - Worried About My Baby
     Nadal z bluesem i w gwiezdnej konstelacji super nowych. John Lee Hooker "Mr. Lucky" z 1991 roku. raczej nie lubię płyt nagrywanych z gwiazdami, ale tu nie potrafiły zdominować płyty. John Lee Hooker, to zawsze on a ""świecidełka" świecą raczej (jeżeli w ogóle) światłem odbitym. Nie będę wymieniał kto grał z Johnem na płycie, bo pewnie każdy chciałby z nim zagrać. Ciekawostką jest to, że wymieniony jest Keith Richards, a nie znalazłem go w żadnym ze składów w nagranych utworach ....
John Lee Hooker - Highway 13
John Lee Hooker - This Is Hip

Do klika za tydzień !!

piątek, 23 stycznia 2015

SMS & Projekt fabularny Ziemia2012XXX

SMS
     Tydzień zaczął się szokująco. Ktoś przysłał mi sms-a, że wróżbita Maciej rozłożył karty i jest w szoku !!! Zwrotnego sms-a nie wysłałem, bo po pierwsze sam jestem w nieustającym szoku, tym co dzieje się wokół mnie, czyli życiem. Nieustanny szok i zadziwienie, to uczucie wciąż mi towarzyszy. Po drugie wolę nie wiedzieć co wywołało szok wróża. Jeśli jest to coś szokująco dobrego, to najlepsza będzie w tym wszystkim niespodzianka. Jeśli coś szokująco złego, to wolę nie wiedzieć, dlaczego mam się zamartwiać na zapas. Świat jest tak nieprzewidywalny i pełen obietnic i niespodzianek, że i tak i tak mnie zaskoczy. Oczywiście mam swe pragnienia i oczekiwania, ale czy ich spełnianie winno być głównym motorem życia? Jak mówi Schopenhauer - szybkie zaspokajanie pragnień nazywamy szczęściem; powolne - cierpieniem. Ludzka świadomość i działanie napędzane są bez przerwy pragnieniem. Gdy je człowiek zaspokoi, natychmiast pojawia się nowe. Tak więc taniec zaspokajania trwa nieustannie, i powoduje złudne i chwilowe poczucie szczęścia lub cierpienia. Warto tak gonić za swym ogonem? Działanie w drugą stronę też pozbawione jest głębszego sensu, bo "Nieustanne starania obliczone na usunięcie pragnienia nie dają nic poza zmianą jego postaci". Gwałtownie i szybko je zaspokajając lub twardo z nimi walcząc, zmieniamy tylko jego postać. Trwam więc w oczekiwaniu nieoczekiwanego nie spiesząc się zbytnio w zaspokajaniu swych pragnień, nie walcząz z nimi i nie interesuje mnie zupełnie co wywołało szok wróża.
*****
Projekt fabularny Ziemia2012XXX
I
Zenon był nieszczęśliwy. Czuł jak rzeczywistość go osacza nie dając szansy. Odepchnęła go kochanka, bo "nie był dla niej", bo szukała silnego mężczyzny, a on takim nie był. Porzuciła go żona, bo do powyższych powodów doszła niewierność. Porzuciły go dzieci, bo nigdy nie potrafił z nimi rozmawiać, bo nie potrafił grać roli silnego autorytetu na którym mogły by się oprzeć. Wszyscy mieli go za nic, nikt się z im nie liczył, nikt go nie potrzebował. Za to o przeszkadzał wszystkim. Ludzie unikali go. Gdy gdzieś wchodził, za chwilę robiło się tam pusto, nawet jeśli nikt go tam nie znał. Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie wydziela jakiegoś przykrego zapachu, ale przecież brał prysznic dwa razy dziennie i używał dobrych kosmetyków. Zatem tę możliwość odrzucił. Boże, jeśli istniejesz, cóż takiego Ci uczyniłem, za co to wszystko? I nie zdziwił by się gdyby z góry dobiegła doń odpowiedź: - bo cię kurwa nie lubię. Wszelkie próby zmiany sytuacji spełzały na niczym, a przynosiły skutek wręcz odwrotny. Kwiaty wysłane kochance trafiały nie w jej ręce, albo w jej, lecz w najmniej dogodnym momencie, powodując niewyobrażalne komplikacje. Prezenty kupowane żonie nigdy nie były trafione i wywoływały jej irytację. Próby rozmowy z dziećmi odbierane były jako niepotrzebne i natrętne a przede wszystkim odrywały je od komputera który wciągnął już je w świat gier i sieci w stopniu niemal nieodwracalnym. Narastająca frustracja, poczucie odrzucenia, pogłębiająca się samotność, zaczęły skutkować myślami samobójczymi. Był jednak zbyt słaby by to zrobić. Nawet na to mnie nie stać, nawet tego się boję - myślał. Choć zaczął pisać list pożegnalny do świata, nigdy go nie ukończył:
"Ciało kołysze się w rytm muzyki, wpadam w pewien rodzaj transu. Umiem go wywołać przy odpowiedniej muzyce. Dziś myśli biegną w stronę w którą ostatnio rzadko się zapuszczały, ale przecież znam te okolice bardzo dobrze. Po ostatnich wizytach zostało jedno zdanie, które jak niechciane a natarczywe echo kołatało się po głowie. "Mam już miejsce, zam już sposób, muszę wybrać tylko czas .....". Wiem, już to przeżyłem, już doświadczyłem tego strachu, już przekroczyłem próg zatrważającej decyzji. Czy jest to odwaga, czy tchórzostwo, czy słabość, czy siła ... gówno mnie to obchodzi. Czy znowu się wycofam, czy tym razem jednak ból będzie silniejszy niż strach. Inna myśl zaczęła pukać do granic świadomości: "na kim chcesz się zemścić, kogo ukarać?". Kogo? Was wszystkich! Nie zasługujecie bym chodził pośród was. Nie zasługujecie na kogoś takiego jak ja. A może to ja nie zasługuję by nadal mieszać wam w głowach, by niszczyć .... A może własnie zasługuję na to co mnie spotyka i czas uwolnić świat od jednego wszawego gnoja. Co to za rzeczywistość w której jeden widok powoduje pokusę nie do powstrzymania. W którym jeden wetknięty gdzieś, wbrew rozsądkowi, nieumarły drobiazg, rujnuje ci psychikę ...."
Jestem nie zerem, lecz liczbą ujemną o nieskończonej wartości - oto jego mniemanie o sobie. Na to wszystko nakładało się jeszcze nieodparte i zupełnie irracjonalne uczucie, że gra w jakimś teatrze życia, że wciąż jest na scenie a widzowie bardzo są z niego niezadowoleni. Ta narastająca zewnętrzna niechęć, coraz bardziej mu ciążyła i z czasem stała się uczuciem nie do zniesienia ............
II
     W reżyserce panował półmrok. Zornak 197311010Y asystent reżysera projektu fabularnego Ziemia2012XXX, bił się z myślami. Musiał podjąć decyzję a nie był wcale pewien jaka ona powinna być. Odpowiadał za postaci w jednym z wątków projektu i miał duży problem z jedną z nich. Widzowie coraz częściej skarżyli się na ten epizod i choć w całym projekcie był on tylko nic prawie nie znaczącą cząstką, a już z pewnością beż żadnego wpływu na główną fabułę, to skarg było coraz więcej i obawiał się że w końcu cierpliwość Głównego Reżysera się wyczerpie i to on będzie tym na którym skupi się jego niezadowolenie. Żegnajcie wówczas premie i pochwały, żegnajcie awanse. Nie uśmiechało mu się to zupełnie, ale z drugiej strony żal mu było tego biednego "aktora". Do pewnego momentu wszystko w tej kreacji rozwijało się dobrze, czasem nudnawo, ale bez większych kontrowersji. Widzowie śledzący ten wątek z ciekawością oczekiwali jakiegoś przełamania, bo postać rokowała nieźle ze swymi zainteresowaniami i gwarantowała ewentualny ciekawy dramat. Aż nadszedł dramat i oglądalność gwałtownie wzrosła, niestety aktor nie wytrzymał napięcia i zamiast dramatycznych i odważnych decyzji ..... przestał działać. Zagłębił się w swym "wnętrzu", jakby miał jakieś wnętrze ........
     Postaci tworzone były przez imitujące inteligencję programy komputerowe, miały samoświadomość i uczyły się aż do "śmierci", czyli usunięcia z programu. Nie były jednak kasowane. Ponieważ szkoda marnować tak wyuczony "życia" program, specjalna komórka sprawdzała  jego "wiedzę" i "doświadczenie" i wykorzystywany był on w w różnych gałęziach przemysłu do lżejszych lub cięższych zadań, zamiast żywych pracowników (w zależności od przydatności). Niektóre miały lekką i łatwą jak w "raju" pracę inne musiały piekielnie ciężko pracować, jeszcze inne (których przydatność trudno było jednoznacznie określić) poprawiane były przez zespół analityków i programistów w specjalnym zespole zwanym czyśćcem. Taki samo uczący się program roboczo nazywano duszą. Sam projekt fabularny obliczony był na 2012 jednostek czasowych po których miał nastąpić koniec tego wykreowanego świata, ale akcja tak ciekawie się rozwinęła, że widzowie domagali się kontynuacji. Przedłużono więc go na czas nieokreślony co jest ewenementem przy tego rodzaju produkcjach. Przebojowość projektu polega na dużej jego brutalizacji. Filmowa społeczność prześciga się w wynajdowaniu coraz wymyślniejszych metod zabijania i znęcania się nad swymi członkami, a widzowie bardzo to lubią, gdyż w realnym świecie dawno już wyeliminowano przemoc, co czyni ją tak atrakcyjną na ekranie. A w wątku nieszczęsnego Zenona nic się nie działo, poza użalaniem się tego "bohatera" nad sobą.
     Zornak 197311010Y jeszcze raz przejrzał zapisy ostatnich wydarzeń w "życiu" Zenona i ostatecznie upewnił się w co do decyzji którą już przecież podjął. Kasuję go !! .......... raz, dwa, trzy ........... wyłączam ten program ......
III
- Pogotowie !? Proszę szybko przyjechać na ulicę Wschodnią. Przed sklepem leży mężczyzna !!
- Czy to wypadek czy zasłabnięcie ?
- Nie wiem, chyba zasłabnięcie. Szedł, szedł i raptem upadł, chyba nie oddycha, jakby ktoś ..... wyłączył mu program .............

*****
Raporty z muzycznych przesłuchań
czyli co w mych odtwarzaczach piszczy

 Muzyka spod igły
     Przesłuchania rozpocząłem znowu od ery prehistorycznej. Ja ją jeszcze pamiętam, choć coraz słabiej. Takie płyty przypominają mi ją. Do dzisiaj czuję wielki sentyment i doceniam, wówczas nie docenioną muzykę. Pierwsza płyta Budgie z roku 1971. Dzisiaj ożywają te same emocje jak wówczas, gdy spod igły wychodzą te dźwięki. To jeden z utworów który wypaczył i gust do końca życia, do dziś nie mogę usiedzieć spokojnie, gdy leci "Naga "rozkawałkowana" spadochroniarka" ;)
Ta muzyka była i jest zabójcza i .... samobójcza ;) .... tekst już nie ;)
Ale Budgie to też piękne ballady .... tym razem piszę poważnie:
     Coś z polskiej winylowej półki. Dżem "absolutely Live", zapis koncertu z 1985 roku. Fenomen Ryśka błyszczy w pełni i słychać nawet jego harmonijkę. Utwór który jest dla mnie kwintesencją historii Ryśka, też tu jest. To jest nagranie które czasem samo gra mi w głowie .... cholerny pech .... wypieki i dreszcze
     A potem w sobotni ranek zrobiło się klasycznie i barokowo. Cudeńka "Rudego Księdza" zachwycają do dziś. I pomyśleć że po śmierci został zupełnie zapomniany, dopiero zainteresowanie transkrypcjami J.S.Bacha przywróciło go naszej pamięci. Muzyka byłaby o wiele uboższa bez tych dzieł. Płyta z najbardziej znanym dziełem Antonio Vivaldiego "Le Quatro Stagioni" w nagraniu Supraphonu z 1975 roku. Zamieszczam całość koncertu, bo jak tu coś z tego wybrać??? Zaczyna się jak życie .... od wiosny:
Dla nieobytych cały program ;)
  • Koncert nr 1 E-dur "Wiosna" ("La Primavera"), RV 269
    1. Allegro
    2. Largo
    3. Allegro
  • Koncert nr 2 g-moll "Lato" ("L`Estate"), RV 315
    1. Allegro non molto
    2. Adagio e piano - Presto e forte
    3. Presto
  • Koncert nr 3 F-dur "Jesień" ("L`Autunno"), RV 293
    1. Allegro
    2. Adagio molto
    3. Allegro
  • Koncert nr 4 f-moll "Zima" ("L`Inverno"), RV 297
    1. Allegro non molto
    2. Largo
    3. Allegro
     I jeszcze jedna klasyczna płyta z winylu. Wydana przez czechosłowacki OPUS w 1983 roku "Famous Opera Choruses". Tytuł mówi wszystko .... do nucenia pod prysznicem ;)

Muzyka łazienkowa
czyli słuchana w łazience przez wszystkich męskich członków rodziny
np. przy goleniu ;)
     Tu było punkowo. Druga płyta The Stranglers "No More Heroes" z 1977 roku .... dobry punkowy rok. Była to trochę nietypowa kapela ze względu na instrumentarium, raczej niespotykane  w innych punkowych grupach. Chodzi o klawisze, ale tu pasują, grają odpowiednio agresywnie. Tę płytę znam na pamięć i różni się mocno od późniejszych popowych dokonań. A do ćwiczeń, o dziwo, tempo idealne ;) Tematyka, bez komentarza ....



Muzyka codzienna
     Do miasta przyjeżdża z koncertem legenda punka, zespół The Vibrators. Trzeba więc przypomnieć sobie ich płyty. Na pierwszy promień poszły .... dwie pierwsze, "Pure Mania" z 1977 i "V2" z 1978. Melodyjny punk który doczekał się uznania, bo The Guinness Encyclopedia of Popular Music zaliczyła pierwszy album grupy (Pure Mania) do najlepszej 50-tki punkowych płyt wszech czasów. Trochę powiązani z The Stranglers, bo gitarzysta który grał na dwóch pierwszych płytach, przewinął się później przez skład Stranglersów.
Hej Baby baby baby .... !!!!
     ..... a potem jeszcze trzecia płyta "Guilty" z 1982 roku:
The Vibrators - Guilty
Gdy w nagraniu jest wilk, nie mogę się oprzeć ;)
The Vibrators - Wolfman Howl
     Potem w odtwarzaczu polska grupa, z dość dziwną muzyką. Grają bardzo dobrze, z humorem, ale teksty wciąż nie mogą mnie przekonać. Może to i dowcipne .... Starzy Singers z płyty "takie jest C'est La Vie" z 2005 roku:
Starzy Singers - Brylok
Starzy Singers - Wąs
     Duch Morphine jest w tej muzyce. Bourbon Princess, to przede wszystkim basistka i wokalistka Monique Ortiz i perkusista Morphine, Jerome Deupree, saksofonista/wokalista Russ Gershon oraz raz gitarzysta/pianista Jim Moran. Spokojna bardzo Morphine-owa muzyka. Dwie płyty w odtwarzaczu: "Black Feather Wings" z 2003 i "Dark of Days" z 2005 roku i to są chyba ich jedyne płyty.
     Polski projekt Skalpel. Piszę projekt, bo tworzą go dwaj didżeje a muzykę "robią" biorąc sample ze starych polskich nagrań jazzowych. Bardzo oryginalny zespół łączący tradycję z nowoczesnością. Płyta Skalpel "1958 Breaks" z 2005 roku:
Skalpel - 1958
Skalpel - Laboratorium
     Kanadyjski zespół Blood Ceremony brzmi trochę jak skrzyżowanie Black Sabbath z Jethro Tull z damskim wokalem. Budząca mą sympatię próba ożywienia starego hard rocka. Druga płyta z dyskografii (mają ich do dziś trzy) "Living with the Ancients" z 2011 roku:
Blood Ceremony - Oliver Haddo
Blood Ceremony - My Demon Brother

Do klika za tydzień ;)


piątek, 16 stycznia 2015

Niech lepiej umrze ....

Cześć. Potrzebna mi była chwila oddechu. Odetchnąłem i wracam. Mam nadzieję, ze znowu do cyklu co tygodniowego. Była przerwa, więc i post dłuższy.

Na początek muzycznie.... Nagranie które ruszyło mnie w tym tygodniu i chodzi za mną !! Szkoda że nie mogę pokazać teledysku, nie chce chodzić na blogu. Ale dźwięk jest ;)



I jeszcze jedno które nucę, bo wykonawca zawita w przyszłym tygodniu w Białymstoku, a to prawdziwa legenda !!!!



     Kilka refleksji na temat tego co dzieje się we mnie i wokół
                                                            w naszym nowym roku.

     Cóż to za prorok, cóż to z bóg, dla którego szacunek WYMUSZAĆ trzeba mordując innych ludzi. Czy bóstwo ma wzbudzać strach, czy na tym polega wiara? Ja wierzę, ja będę zbawiony, a inni niech się boją? Czy chcę wystraszyć niewiernych, czy ich nawrócić? Przecież jeśli on istnieje, to za ich niewiarę, ich kpiny i tak spotka ich kara. Czy waszym zadaniem jest wyręczanie waszego boga, czy sam jest zbyt słaby? Nie wierzycie mu, że sprawiedliwie wszystkich osądzi? Ja, choć sam nie wierzę (albo wciąż szukam), gdy widzę takie barbarzyństwo, mam nadzieję że on istnieje i właściwie osądzi te wynaturzone kreatury ludzkie. Jaki DOBRY bóg chce, by mordować w jego imieniu? A jeśli jest zły, to niech go lepiej nie będzie, niech się zakrztusi krwią niewiernych i umrze !!

     Jak bardzo silne jest w nas uczucie zazdrości i niechęci do osób którym się coś udaje. Ja przecież dokonał bym rzeczy niestworzonych, gdyby nie ONI. Tamtemu się udaje, musi więc coś kombinować i mieć dojścia, których ja nie mam, a pewnikiem jest to, że kradnie (przecież ja bym tak robił). Trzeba więc faceta ściągnąć w dół, do naszego poziomu, niech nie patrzy na nas z góry. Owsiak z jego akcją, działającą z powodzeniem od 23 lat, kłuje w oczy jak cholera. najgorsze jest to, ze wciąż mu się udaje. Przecież to fizycznie niemożliwe, by w kraju gdzie bohaterskie nieudacznictwo jest hołubione, gdzie jest wręcz obowiązującą normą zachowań, co znajduje honorowe miejsce na wielu sztandarach, raptem ktoś odnosił tak spektakularny sukces. MUSI coś kręcić !!! Nie dość że wciąż zbiera i nie ma dość, to jeszcze mobilizuje do tego niewinną młodzież, która zamiast wierzyć tym cierpiącym za miliony autorytetom, wierzy jakiemuś rockendrolowcowi. Te długie włosy, te tatuaże, te dredy, ta muzyka, te skóry, te łyse pały, zbieranina wykolejeńców i wyrzutków. I ludzie uczciwi dają się na to nabierać. Zgroza !!!! Przecież patent na świętość i dobroć ma zupełnie ktoś inny. I jeszcze media mu pomagają. To musi być zmowa, bo przecież nie kawał dobrej roboty z wykorzystaniem wszystkich nowoczesnych i dostępnych środków dla osiągnięcia założonego celu. Jestem oburzony i zły na siebie, bo znowu dałem się nabrać i wrzuciłem do puszki. Złość ma jest podwójna, bo wiem że dam się nabrać również za rok  i ...... do końca świata i jeden dzień dłużej !!!! ;) ;) ;)

     A Obywatel NIP rozpoczął nagrywanie płyty. Na początek, w poprzedni weekend, piloty i perkusja, potem będą już indywidualne popisy. Ja też tam byłem i coś do mikrofonu bąkałem. Mój aparat też był .... co ilustrują poniższe zdjęcia:

Stroiciele perkusji ;)

A co będzie jak ruszę ten suwak?

Wujek dobra rada ;)

Marek wskazuje kierunek .... w jakim pójdą nagrania

Jeszcze jeden mikrofon na kotły ....

No i gdzie ten sygnał?

Sułek i jego Gibson

Z basem Piotr, człowiek wielu talentów .... i nasz producent

Sułku jesteś wielki ;) .... z tej perspektywy

Omikrofonowana Sarna i jej gary

O znowu Piotr .... świetny basista, szkoda że nie nasz ...

Nasz jest Tadzio, też zdolny młody człowiek

Tadzio i nasze muzy

Marek wciąż coś tam nagrywał na tym swoim komputerku

Znowu Sarna ????

Sam sobie dobrze zagraj ....

Lubię Sarny .... stąd tyle zdjęc

To ja, wasz starszy blogowy i wokalowy

Piętro niżej, hol z kominkiem (obok sauna) i zakaz rozmów, bo na górze nagrywa się Sarna (sample)

Pan Tadeusz z włosami Morrisona

Miejsce leadera

Basowa Yamaha

Roześmiani Obywatele

Kuźnia wokalna

Muzyczny pies .....

..... Azja

Roześmiany leder

Coś tam mruczę do mikrofonu

Ćwiczymy i nagrywamy, nagrywamy i ćwiczymy ...

Krzysiek !!!! Pierd...... w ten talerz i przyk.... stopą ;)

La la la la ............

Komfort przy śpiewaniu, ważna rzecz

Jedni grają, inni kibicują

Piotr ćwiczy nowiutki numer, Tadzio słucha i uczy się


Wszyscy obecni w Ogrodniczkach. Od lewej:
Tadzio, Sarna, Piotrek, czarT (Czarek), Sułek, Marek, Miras


Nagrywacze statyczni .....

Nagrywacze dynamiczni ....

I tak mijają nam muzyczne chwile. Efekty ... za czas jakiś. Ktoś czeka na płytę lub wręcz chce ją posiadać na własność? Oczywiście że jest to możliwe ;) Do tematu wrócę gdy płyta już będzie w mych rękach.
*****
Raporty z muzycznych przesłuchań
czyli co w mych odtwarzaczach piszczy

 Muzyka spod igły
     I znowu płyta która wcale nie jest czarna. Wściekle pomarańczowa, najnowsza płyta amerykańskiej kapeli The Flaming Lips "With a Little Help from My Fwends" (2014). Jest to ich wizja płyty "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" Batlesów, bo chyba jednak trudno to nazwać tribute albumem. Raczej lekką kpiną. Ale ja lubię takie żarty muzyczne, tym bardziej, że dochód ze sprzedaży albumu zostanie przekazany dla fundacji the Bella Foundation, która wspomaga opiekę weterynaryjną dla potrzebujących psów. A płyta jest czternastym albumem studyjnym tej kapeli.
A co tam .... link do całej płyty ;)
     Kolejna, tym razem czarna i stara płyta (też od ewce ;)) The Manhattan Transfer "Brasil" z 1988 roku. Kiedyś bardzo lubiłem tę wokalną harmonię i jazzowy feeling, dzisiaj ta estetyka już się trochę zestarzała, ale The Manhattan Transfer zawsze był zespołem o niedoścignionej perfekcji i technice wokalnej.

Muzyka łazienkowa
czyli słuchana w łazience przez wszystkich męskich członków rodziny
np. przy goleniu ;)
     Amerykański Clutch istnieje od 1990 roku, ta płyta jest dziewiątym albumem studyjnym. Grają stoner rock w bardzo amerykańskim stylu. "Strange Cousins From The West" z 2009 .....
     Ten zespół i ta płyta to jedne z moich ulubionych porcji muzycznych delicji. Faith No More "The Real Thing" z 1988 roku. Płyta jest rewelacyjna i do dziś czuję ciary przy niektórych utworach. Wówczas prawdziwy powiew świeżości i świetny wokal ......
Tego nagrania nie może zabraknąć w linkach !!!!!!!!!
A to moje dwa ciarotwory:
Od drugiej minuty ..... totalny odlot i śpiew (ryk) razem z Mike Patton'em:
I na deser, pod koniec płyty ta wersja ....
     Tę płytę wniósł do łazienki któryś z moich snów, ale przecież to jeden z moich ulubionych zespołów, Meshuggah ze Szwecji. Bardzo progresywny metal .... Opis pod wcześniejszą płytą (poniżej), po którą sięgnąłem z półki, gdyż ta narobiła mi znowu smaku. Biedni sąsiedzi, którzy mają naszą łazienkę za ścianą ......
Meshuggah "Koloss" z 2012 roku :
Meshuggah - I Am Colossus
Meshuggah - Demiurge
Ładne .... prawda? W nagrodę jeszcze jeden teledysk .....
Meshuggah - Break Those Bones Whose Sinews Gave It Motion
Potem zabrałem tę płytę do samochodu ..... jesssssu, mało mi szyby nie powypadały .....
     Ja wniosłem do łazienki tę płytę. Przyznam, może trochę przeszkadzać w rytmicznych ćwiczeniach, ale adrenalinę podnosi że ho ho !
The Mars Volta "de-loused in the comatorium" z 2003 roku. Bardzo lubię te galopady i uspokojenia. Ciekawe też są dzieje grupy i pochodzenie jej członków, ale to możecie sobie sami doczytać tu. Jedna z ciekawszych grup lat 2000-nych.
The Mars Volta - Inertiatic ESP
The Mars Volta - Cicatriz ESP
The Mars Volta - Drunkship of Lanterns

Muzyka codzienna
     Trochę muzycznych wygibasów przy Franku Zappie. Dziwna (jak wszystkie Zappy) płyta, bardzo wygadana (jest kilkadziesiąt minut dialogów i wygłupów) i sporo pokręconej muzyki. Frank Zappa/The Mothers Of Invention "Uncle Meat" z roku (lat?) 1968-1969. Z pewnością niewiele osób jest to w stanie wytrzymać.
     I płyta która mnie zaskoczyła .... Natalia Przybylska "Prąd" (2014) i mam ochotę na poprzednią z utworami Janis Joplin. A na płycie świetne dwa covery i bardzo dobra muzyka. Czyżby Janis natchnęła Natalię? Od tego nagrania nie mogłem się oderwać:
A to przebój? .... szkoda że nie ...... chociaż ja mało słucham radiowej papki i może chodzi w radio?
     Tradycją Warrena Haynes'a jest organizowanie corocznych koncertów świątecznych. Ta płyta to zapis takiego koncertu z 2000 roku (December 21st), wydana w 2007. Muzyczne południe Stanów (Allmani, Gov't Mule, Bottle Rockets i.t.d.) i sam Warren. Trzeba lubić tę muzykę, wówczas rewelacja. "Warren Haynes Presents: The Benefit Concert Volume 2":
Gov´t Mule - I'll Be The One (The Benefit Concert Vol. 2)
     Muzycznych ciekawostek ciąg dalszy. Powyżej pisałem o płycie The Flaming Lips poświęconej Beatlesom. Wcześniej wzięli na warsztat "Ciemną stronę księżyca" i tę płytę przypomniałem sobie niejako z rozpędu. Moim zdaniem ciekawa wersja i pełna przewrotnego humoru, ale nie wygłupu, choć muzycznie to raczej ciekawostka niż dzieło.
The Flaming Lips and Stardeath and White Dwarfs with Henry Rollins and Peaches Doing The Dark Side of the Moon (2009): 
tu znajdziecie kilka nagrań z tej płyty:

The Flaming Lips & Stardeath and White Dwarfs - Time / Breathe (reprise)

     Też dziwna muza .... Starzy Singers "rock-a-bubu" z 1999 roku. Warszawski zespół alternatywny, bardzo alternatywny, który poznałem z płyty nagranej z Patyczakiem "Starzy Sida". Mieszane uczucia (teksty), ale jednak mnie przekonali (łojeniem):
Starzy Singers - Barata
     Ta muzyka nie zawitała w łazience, ale nie mogła opuścić samochodu. Meshuggah (z jidysz: meshuge, czyli szalony) to prawdziwie szalone dźwięki ze Szwecji. Progresywny metal, bardzo połamany i nieoczywisty. Tekstowa apokalipsa, egzystencjalizm, chaos ..... zabójcza mieszanka którą uwielbiam !!!!! Wokalista dokonuje cudów ze swym gardłem .... czyje gardło wytrzyma taki "krzyk" non stop ?????
Meshuggah "Obzen" z 2008 roku:
Meshuggah - Combustion
Meshuggah - Bleed (OFFICIAL MUSIC VIDEO)
     Potem jeszcze dla podkręcenia emocji, zespół którego muzykę określa się jako new prog (????). A to po prostu Muse .... Bardzo lubię za emocje w głosie wokalisty, mogę go słuchać godzinami i próbować wysysać te emocje .... też godzinami. Najlepsza ich płyta i jedna z mych ulubionych płyt lat .... 2000-nych ... Muse "Absolution" z 2003 roku:
jak to przy takich płytach bywa .... ciary na plecach ...........
Muse - Apocalypse Please
Muse - Butterflies and Hurricanes
Muse - Time is Running Out
Muse - Stockholm Syndrome
     Ostatnia w tym tygodniu płyta może nie jest arcydziełem, ale przynosi kilka niezłych (z punktu widzenia punka) wersji numerów AC/DC. Ta płyta to "Punk rock tribute to AC/DC" z 2008 roku. Różni wykonawcy, różne utwory AC/DC, duża energia.
Ładny utwór i ładna nazwa zespołu :
Penis - Riff Raff
The Vibrators - Rocker
Dayglo Abortions - The Jack
I moja ulubiona pioseneczka:
The Dwarves - Big Balls

Do klika za tydzień ..........