Wróciły do mnie myśli o lataniu. Znowu zabrakło mi snów w których latam. To myślenie to jeszcze nie obsesja, ale było dość dojmujące i przepojone tęsknotą za tym stanem absolutnej wolności, odczuwanym chyba tylko w snach. Myślenie i tęsknota dają jednak rezultaty, znowu uniosłem się i znowu miałem to uczucie nieograniczonej niczym wolności i siły. Owładnęło mną dojmujące odczucie, że świat snów ma jednak wpływ na realne życie, bo to poczucie przeniosło się do codzienności a wspomnienie tego sennego stanu odczuwalnie przewartościowało mą percepcję otoczenia. Deszcz leje, dojmujące zimno za oknem, a świat i tak jest piękny i znowu to ja mogę narzucać mu swą wolę lub nawet godzić się z jego porządkiem...
... i nie straszne mi takie lektury, a nawet wydają mi się zabawne w swym łamaniu utartych schematów, czy nawet dogmatów myślenia. Tego rodzaju rozważania nie zajmują już mej głowy, ale dobrze mieć świadomość, dobrze mieć "koło ratunkowe", bo gdzieś w podświadomości ten temat istnieje. Godzę się z nim zamiast go wypierać, czy bać się wiecznego potępienia. Wszystko pozostaje w gestii decyzji każdego realnego bytu ludzkiego. Ja jestem dzisiaj od takiej decyzji bardzo daleko.
"Myśl, że mamy się zabić, robi nam dobrze. Żaden temat nie daje nam większego wytchnienia; zająwszy się nim, wnet zaczynamy oddychać. Rozmyślanie o nim wyzwala niemal w takiejż mierze, jak sam akt.
Im dalej znalazłem się na skraju czasu, tym silniej perspektywa wymknięcia się mu w zupełności na powrót włącza mnie w istnienie, stawia na równej stopie z żyjącymi, nadaje mi jakąś dostojność.Perspektywa ta, bez której nie mogę się obejść, wyciągała mnie ze wszystkich kryzysów, zwłaszcza pozwalała mi przetrwać okresy, gdym do nikogo nie miał żadnej pretensji, gdy byłem niczym młody bóg. Bez jej wsparcia, bez czerpania z niej nadziei raj wydałby mi się najgorszą z kaźni. Ileż to razy powtarzałem sobie, że gdyby nie myśl o samobójstwie, zabiłbym się natychmiast! Umysł, którym ona zawładnie, będzie ją hołubił, ubóstwiał, oczekiwał od niej cudów. Zupełnie jak tonący człowiek, który by się czepiał myśli o katastrofie statku."
Emil Cioran "Zły demiurg"
Ja wiem, czy to dobra lektura w poczekalni przed zabiegiem ...
*****
Bieżący komentarz
Kącik w którym czasem krótko skomentuję to, co dzieje się wokół, nie pozostając obojętnym politycznie, za co z góry przepraszam ... albo i nie ...
Rządząca partia broni świetnej pani premier, a ta chwilę później składa rezygnację. Czuję, nie po raz pierwszy, że ktoś robi ze mnie idiotę i ja mam się z tego cieszyć. Wszystko w mię dobra Polski, narodu polskiego. Co do Polski to mogę nawet przyjąć tę argumentację, ale ICH Polski. Co do narodu mam zupełnie inną wizję mego dobra, no chyba, że ja nie jestem narodem ani suwerenem, a właśnie tak zaczynam się czuć. Zamiast budować, niszczycie mą dumę, gdy wstawanie z kolan zmusza mnie do ich zgięcia...
*****
Raporty z przesłuchań
czyli co w mych odtwarzaczach piszczy
*
Muzyka spod igły
Winylowy kąt
Kanadyjscy punkowi hardcorowcy z Toronto. Krótko, na temat, ostro. Poza tym, pod inną nazwą, bawią się jako cover band Bat Sabbath... czyli chyba nie trzeba wyjaśniać jaki zespół "coverują". Cancer Bats "Birthing The Giant", debiut z 2006 roku.
Bardzo korzenne roots reggae, I.Roy "Presenting I.Roy" z 1973 roku. I.Roy to jamajski DJ, który szczyt twórczy miał wlatach 70-tych.
Progresywny metal grany przez muzyków z Waszyngtonu, balansujący na pograniczu jazz rocka. Płyta z 2016 roku, Animals As Leaders "The Madness Of Many":
Składanka "The Best Of Louis Armstrong"... cóż dodać, nieśmiertelny głos i trąbka:
Reedycja (20.10.2017) najbardziej znanej, a może i najlepszej, płyty The Smiths "The Queen Is Dead" z 1986 roku. Pięknie wydany pięciopłytowy box z oryginalną płytą, dwiema z dodatkami i dwiema z koncertem z Bostonu. Łakomy kąsek i piękne gitarowe granie do niebanalnych tekstów Morrisseya.
The Smiths - The Boy With The Thorn In His Side
The Smiths - The Boy With The Thorn In His Side
*****
Muzyka codzienna -
samochodowa lub przed snem CD-kowa
CD wyjęte z płyty winylowej, które zagościło na dłużej w odtwarzaczu samochodowym. Ziggy Marley "Fly Rasta". Płyta nagrodzona nagrodą Grammy, wbrew pogodzie kołysała i rozgrzewała:
Vargas Blues Band "Blues latino" z 1994 roku. Trzecia płyta Javiera Vargasa ze swym zespołem. Mieszanka bluesa i rocka z latynowskimi naleciałościami. Moim zdaniem nagrywał lepsze płyty, co nie znaczy, że nie ma na niej niezłych numerów, a na pewno komercyjnych. Na tej płycie pomagał mu m.in. Chris Rea.
Chris Rea & Vargas Blues Band - Do You Believe In Love?Vargas Blues Band - Blues Latino
Jeszcze jedna bluesowa płyta. Ta jednak bardzo mi się podoba. The Derek Trucks Band "Songlines" z 2006 roku. Stylowa amerykańska muzyka bluesowa z kręgu Allmanów, bo Derek był bratankiem perkusisty Allmanów i zadebiutował w tym zespole mając 11 lat. Allmani, to oczywiście The Allman Brothers Band... Derek jes bardzo wysoko notowany na liście gitarzystów wszech czasów, co nie jest bezpodsawne i słychać to bardzo dobrze :) Dwa numery z tej płyty, które pozostaną na długo w pamięci i chętnie do nich wracam:
The Derek Trucks Band - Sahib Teri Bandi/Maki MadniThe Derek Trucks Band - Chevrolet
Do klika za tydzień
czarT