Kolejna samotna noc w pracy. Wolno mijają godziny. Szum sypiącego się zboża uspokaja. Ogarniające ciało i umysł zmęczenie rozpływa się w nurcie płynących wolno myśli. Ogarnia mnie spokój i jest to uczucie miłe. Osiągnąłem stan na który ciężko pracowałem. Potrafię opanować dziki galop emocji, znam swoje ograniczenia i nie zapędzam się w rejony na których wciąż czuję się niepewnie. Gdy będę miał pewność, że mogę znowu zmierzyć się ze swoimi zmorami i upiorami sam, spróbuję, ale to jeszcze pieśń przyszłości. Na razie robię to pod kontrolą i z życzliwą pomocą kogoś, kto potrafi pomóc. Lat tłumienia pewnych emocji i zbudowanych zasieków i murów obronnych nie da się tak łatwo przezwyciężyć. Niełatwo się z tym mierzyć, niełatwo burzyć tamy, które instynktownie wyrastają, coraz wyższe, przy każdej próbie ich przełamania. Gdy puszczają bez kontroli, plączą się nogi i codzienny taniec zaczyna przypominać taniec Św. Wita. Przyjmować życie takie jakim jest, nie szukać w nim znaczeń i nie snuć fantazji, które są tylko fantazjami, a nie rzeczywistością. Nie tworzyć własnego wewnętrznego świata, który zaburza percepcję świata zewnętrznego, realnego, powodując rozdzierający duszę dysonans między oczekiwaniami a faktami. Nie oczekiwać, a przyjmować i próbować kreować na miarę własnych możliwości. Nie pragnąć niemożliwego, umieć oceniać realia, umieć odróżniać je od fantazji. Zrezygnować z marzeń? Nie, z pewnością nie, ale odróżniać marzenia od mżonek. Szyć marzenia na własną miarę, by rozczarowanie wynikające z braku ich spełnienia, nie powodowało niemożliwego do zniesienia bólu. Nie uciekać bez końca, nie bać się go gdy się pojawi. Nie uciekać przed własnym cieniem jak "Czarnoksiężnik z Archipelagu", ale stanąć i też jak on (a zrozumienie tego zajęło mu prawie całą powieść), skonfrontować się z nim, przyjąć jako część siebie i pozwolić mu spokojnie umrzeć. Pozwolić umrzeć, by móc dalej żyć.
Raporty z muzycznych przesłuchań
czyli co w mych odtwarzaczach piszczy
*
Muzyka spod igły
czyli winylowy kąt
Jedna z moich ulubionych płyt. Czwarta płyta Marka Olivera Everetta, znanego bardziej jako zespół Eels (lub pod pseudonimami Man Called E, Mr. E, lub E), główna postać, animator, twórca tego zespołu i jedyny stały członek. Warto poznać historię samego Marka a może raczej historię jego rodziny (ojcem był TEN Hugh Everett III), by lepiej zrozumieć jego muzykę. Uprzedzam, że historia nie jest wesoła. Eels i płyta "Soul Jacker" z 2001 roku:
Kolejna z reedycyjnej serii płyt Pink Floyd. Muzyka do filmu "More" z 1969 roku. Autorem prawie całej muzyki jest Waters.
Z klasycznej półki, w tym tygodniu Beethoven Sinfonie Nr.4 B-dur op.60 w wykonaniu Staatskapelle Berlin pod dyr. Otmara Suitnera. Jedna z "lżejszych" symfonii, pełna beztroski i humoru, może dla przeciwwagi do pisanej równolegle V.
Muzyka codzienna
zazwyczaj samochodowa
czasem przed snem CD-kowa
Ta płyta to jak balsam dla uszu. Trąbka ala Miles wymieszana w tyglu różnych stylów. JAZZ ... Erik Trufaz "Bending New Corners" z 1999 roku. Cała płyta warta uwagi:
Solidnie zagrany blues, przez solidnego gitarzystę który zaczynał od harmonijki. Amerykański gitarzysta Studebaker John (And The Hawks) z płyty "Outside Lookin' In" z1995 roku:
Ta płyta trochę rozczarowała. Sugar Blue "In Your Eyes" z 1995 roku. Sugar to harmonijkarz znany przede wszystkim z tego, że zagrał na singlu Rolling Stonesów "Miss You". Świetny instrumentalista, ale płyta ni to bluesowa, ni rockowa, ni soulowa, takie ni to ni sio. Dwa numery najbardziej stylowe, te mnie ruszyły (!!!!) pierwszy i ostatni na płycie: