czwartek, 17 maja 2012

Witam starych i nowych, gości blogowych, w nowym miejscu.

Witam już przeniesiony. Trochę popracuję i będzie jak tam gdzie byłem (ale kiedy ..... nie wiem.... czas to milczenie które nie jest złotem, bo nie srebro nie złoto, panie sierżancie .... przepraszam to nerwy). Ta wiosna jakoś nie daje wytchnienia i goni i goni i .... albo to ja jestem coraz wolniejszy. Właściwa odpowiedź nasuwa się sama każdemu z Was, tylko nie mnie.
Przepraszam za brak sensownego wpisu, ale już pisałem o tej wiośnie i czasie ?
A jeszcze walka z nowym środowiskiem blogowym, jakoś pochłania cały czas wolny a efektów nie widać. Synów zaś nie chcę prosić by nie narazić się na śmieszność. Sam się wezmę, ale to potrwa. Sterta książek do przeczytania rośnie, płyt maleje, ale da się temu zaradzić ;o)) Zacząłem czytać biografię Keitha Richardsa i mam niezły ubaw. Literatem to on nie jest, ale życie miał (i cały czas ma) wyjątkowo bujne i ekscytujące (wszystkich wokół). I pisze dość zabawnie. Cud że jeszcze żyje.
Zdjęcia dziś nie będzie, ale za tydzień naprawię ten brak, bo jest zrobione (tylko nie wywołane) !!!
Zapraszam do słuchania muzyczki, bo dziś wyjątkowo dużo ciekawych nowości. Oczywiście że ciekawych dla mnie i Andrzeja od którego (tym razem) pożyczyłem większość słuchanych płyt.
Ach .......... (no przecież nie powiem o kur... bo nie wypada), zapomniałem napisać nowym gościom, że posty publikuję raz w tygodniu (zazwyczaj w piątek), bo częściej mi się nie chce i próżno szukać w nich głębszego sensu. Ale płytki sens czasem jest ;o))
*****
 Przesłuchania tygodniowe.
Dzisiaj trochę nowości i nie tylko. Jak zwykle od sasa do lasa czarT muzycznie sobie hasa. Czyli soul, jazz, rock i bóg wie co jeszcze. A wszystko pożyczone od prawego Andrzeja ;o))
Na pierwszy promień poszedł świetny gitarzysta i niezły wokalista, członek zespołów The Allman Brothers Band i Gov't Mule (które to zespoły BARDZO lubię), Warren Haynes. Solowa płyta koncertowa sygnowana nazwą Warren Haynes Band "Live At The Moody Theater" z tego roku. Nie za bardzo lubię jego solowe płyty, bo odchodzi na nich od rocka i bluesa w kierunku muzyki soul (dęciaki i te sprawy), ale ten koncert mnie wciągnął. Wykonawstwo na takim poziomie trzeba docenić. I jak zwykle świetna gitara i wokal, o czym już wspominałem. Pokołyszcie się trochę, lub poskaczcie sobie.

Warren Haynes Band - Rivers Gonna Rise (Live at the Moody Theater)
Warren Haynes Band - Tear Me Down (Live at the Moody Theater)
Im dalej w gąszcz kompaktów, tym będzie ciekawiej.
Robert Wyatt to bardzo ciekawa postać. I pionier i weteran progresywnego rocka, autor tekstów, wokalista. Jego muzyka ociera się jazz, a takie fuzje bardzo lubię. Najsłynniejszą kapelą w której był jest chyba Soft Machine. Od 1972 roku sparaliżowany od pasa w dół, gdy na jednej z imprez wypadł z okna. Gdy po wypadku nie mógł już być perkusistą, został wokalistą, klawiszowcem, trębaczem i bębnił samymi rękoma na instrumentach perkusyjnych. W odtwarzaczu wydźwięczały się dwie płyty. Druga solowa z 1974 roku "Rock Bottom" (poświęcony żonie Alfredzie) i "Comicopera" z 2007 roku. Ta późniejsza podoba mi się dużo bardziej, ale obie warte uwagi i uważnego ucha.
Z "Rock Bottom":
Robert Wyatt - Sea Song
Robert Wyatt - Alifib
A na "Comicopera" są takie cuda:
Robert Wyatt - La Cancion De Julieta
To mnie zachwyciło:
Robert Wyatt - Hasta Siempre Comandante
A to obezwładniło:
Robert Wyatt - Out of the Blue
A potem już czysty polski jazz. No może trochę awangardowy w wykonaniu bydgoskiego Sing Sing Penelope z tegorocznej płyty "This Is The Music". Ale na prawdę ciekawy i wciągający (mnie a nie Renatkę). Z tym że trzeba chyba słuchać w samotności, bo obecność profanów przeszkadza w percepcji.
Ponieważ taką muzę trudno znaleźć w necie, tym bardziej z tak świeżej płyty, to coś z koncertów z 2011 roku (czyli to co znalazłem):
Sing Sing Penelope in Gdansk 03.2011 Part 1
Ta płyta i ten zespół to jeszcze zupełna świeżynka na polskiej scenie. Debiutancki krążek kapeli Niechęć, o jakże miłym tytule "Śmierć w miękkim futerku". Jazzowy skład grający rockowo, psychodelicznie i .... jazzowo. Mnie bardzo przypadł do gustu, czyli wpadł w ucho i jakiś czas już tam siedzi. Zdjęcie z okładki śni mi się po nocach ;o))
Niechęć - Taksówkarz
Niechęć - Prozak
Kolejną była druga płyta Szwedów z My Brother The Wind. Płyta z 2011 roku "I Wash My Soul In The Stream Of Infinity". Psychodelia całą gębą i tak nawiązująca do lat 70-tych, że nie mogła by być chyba nagrana w Anglii dzisiaj, bo bardzo niemodna. Nie jest to z pewnością indie rock. Ale może wraca taka moda, ja bym się cieszył.
My Brother The Wind - Under Crimson Skies
A tak sie płyta zaczyna:
My Brother The Wind - Fire!! Fire!!
Jeszcze jedna odkurzona progresja. Amerykańska (z Kalifornii!!!) formacja Djam Karet, grająca bez wokalisty. Czyli muzyka instrumentalna. Płyta trochę trąci myszką, bo nagrana była w 1989 roku i powtórnie wydana w 2000. Chwilami miałem wrażenie że słyszę bardzo wczesne Kombi (żart), gdy grali jeszcze muzykę a nie pierdoły. W sumie bez rewelacji, ale też bez żenady. Tytuł płyty "Reflrections From The Firepool". Chwilami jest na prawdę ciekawie:
Djam Karet - All Doors Look Alike
Djam Karet - The Sky Opens Twice
A to już płyta bardzo jazzowa i bardzo ładna i bardzo mnie relaksująca. Skandynawski jazz daje gwarancję dobrej muzyki, wytwórnia ECM także. Pianista Tord Gustavsen i jego Quartet z płyty "The Well" z 2012 roku.
Tord Gustavsen Quartet - The Well
Prawda że można przy tym odpocząć ?
Na koniec zaś trochę wspomnień z płyty dodatku do Gazety Wyborczej. Zobaczyłem ją w swoim zaprzyjaźnionym sklepie na półce, obejrzałem i wyszedłem Przy samochodzie coś mnie tknęło, za siedem złotych taka płyta ? No przecież warto dla samych wspomnień (ale chyba raczej moich rodziców ;o))) Wróciłem i kupiłem i miałem i mam i będę miał duża frajdę (uśmiech od ucha do ucha) słuchając. A cóż to za płyta ? Płyta Karin Stanek. Młodsi nie wiedzą o kogo chodzi ? To posłuchajcie i bawcie się razem ze mną ;o))

12 komentarzy:

  1. jak przenosiny to przenosiny ;) trochę pracy Cie czeka, ale z czasem wszystko pododajesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już tylko dopracowuję szczegóły, u mnie jest łatwo, b. podobnie, jak w Kotlecie;-), na blogspocie założyłam blog(a:-) i...i na tym koniec, nie mogłam się połapać.
    Szacun wielki za zrzucanie kilogramów!:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się w nowym miejscu!
    Dzisiaj za arystokratkę będę robić, wieczorkiem grzeję na Galę Operową Festiwalu Muzycznego w Łańcucie. W ubiegłym roku był piękny, ciepły wieczór i ptaki w parku przed zamkiem bez trudu przebiły swoim śpiewem orkiestrę, śpiewaków i chór. Nie mam pojęcia, jaką to ma siłę w dziobie...

    OdpowiedzUsuń
  4. No i też będziesz przenosił posty z onetu? Ja powoli próbuję, ale zajmie mi to z rok. Moja tradycja onetowa niesie tez trzyletni garb...
    Witaj w nowym miejscu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam:) Teraz ja muszę się zorientować jak to tu u ciebie teraz działa:))))) Dasz radę w nowym środowisku,hahahaha....Powodzenia i dobrego startu, a ja się jeszcze zastanowię między jednym brakiem działania "mojego jeszcze" miejsca,a brakiem czasu na przenosiny,hahaha:))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ty też się przeniosłeś Piotruś!
    Nareszcie będę mogła spokojnie u Ciebie komentować :)!
    Witamy na blogerze! :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj w nowym miejscu. Sama ostatnio się zorientowałam, że chwilowa moja nieobecność na portalu zaskoczyła mnie wprowadzonymi w nim zmianami. Też sama rozgryzam jego obecne możliwości... No to jest nas już dwoje ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj
    Nareszcie spokojnie można tu być i komentować bez obaw :)
    Pozdrawiam na dobry czas :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Koniecznie muszę tu zaglądać :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciałam zameldować, że jestem, brakuje mi tego narzędzia "obserwuj bloga", dodasz?

    OdpowiedzUsuń
  11. widzę,że większość ludzi z onetu wprowadza się tutaj. pozdrawiam majowo

    OdpowiedzUsuń