piątek, 9 listopada 2012

Tej nocy mnie poniosło. Dużo muzyki ..... kto to wytrzyma?

Ten tydzień to praca w nocy. Przerzuty ustawione, zboże sypie się z komory do komory, jest trochę czasu na nocne wspominki. ........ No chyba że ......... z czymś przesadziłem i pół tony zboża wysypie się na ziemię. Co właśnie stało się przed chwilą. Łopata, szczotka i sprzątnie się, ale to później. Na razie przymykam wylot z komory, teraz już nic się nie przesypie (sprzątnę nad ranem) i można wspominać.
*****
Jeszcze tylko mały wtręt muzyczny. Viadro, kapela w której "śpiewa" mój mały synek Łukasz, wczoraj wystąpiła przed Kultem na koncercie w Białymstoku. Występ bardzo udany, bo nawet ludzie którzy nie słuchają takiej muzyki, wypowiadali się bardzo dobrze o zespole. Nagrania z tego koncertu nie ma, ale zobaczcie Viadro na Jesieni Studenckiej 2012 (tez niedawny występ na politechnice Białostockiej).
Viadro - Początek
*****
Dopisek z 10 .11.2012 godz. 10.56
Jest ...... już jest nagranie z tego koncertu !!!!!
Chłopaki obniżyli strój gitar i chyba lepiej to wszystko brzmi ;o))
 *****
Wracam do tematyki muzyczno-wspomnieniowej.
Po glam-rockowych szaleństwach przyszło zainteresowanie muzyką ambitniejszą. A co było wyznacznikiem ambitności? Długość utworu. To już nie mogły być króciutkie i rytmiczne przeboje. To musiały być dłuższe UTWORY. Warunki te spełniał rodzący się właśnie hard rock i blues rock (czas na art rock i jazz przyszedł później, to było następne stadium). Nie pamiętam już dokładnie tej ewolucji zainteresowań, ale pamiętam pierwszy utwór który mną wstrząsnął i pokazał że można grać inaczej. Długo i ciężko. Bluesowo (harmonijka) i zarazem mocno rockowo. Miałem wówczas 14 lat i usłyszałem to nagranie w audycji pana Piotra Kaczkowskiego (to był chyba Mini-Max):
Led Zeppelin - When The Levee Breaks
Coś we mnie pękło (jak ta tama), mój muzyczny świat stanął na głowie. Zaczęło się polowanie na taką muzykę z magnetofonem. Przypominam młodzieży że nie było wówczas w Polsce możliwości kupienia takich płyt. Były niedostępne i zbyt drogie, jak wszystko ze "zgniłego" zachodu. Jedyną możliwością kontaktu z taką muzyką była Trójka (wcześniej Rozgłośnia Hracerska) i audycje w niej nadawane. Prezenterzy tych stacji kształtowali mój gust muzyczny. Potem na giełdach szukałem płyt ulubionych wykonawców i wydawałem na nie swe ostanie grosze z oszczędności. Albo pożyczałem płyty od "zamożniejszych" kolegów i nagrywałem je na swój magnetofon (ZK 140T a później kaseciak AKAI). Gdzie są te taśmy ??!!!!

Chociaż ..... w sklepach można było kupić wydawane na licencjach płyty. Ale nie były to najlepsze zespoły. Jednak jeden z nich i utwór katowany na Stereo-Hicie pamiętam do dziś:
The Gun - Race With The Devil
Wracając do tematu ............ i tak od "When the Levee Breaks" zacząłem poznawać Led Zeppelin. Na tej samej płycie (IV) jest też przecież ten utwór:
Led Zeppelin - Stairway to Heaven
Nawet Nazareth grał wówczas taką ambitnie ciężką muzykę:
Nazareth - Miss Misery
Ten utwór usłyszałem po raz pierwszy w ...... Suwałkach, z czarej płyty wujka Ryśka (marynarza):o))
Nazareth - Shapes of Things/Space Safari
A na wcześniejszych płytach Led Zeppelin, które poznałem później, były takie perełki:
Led Zeppelin - Dazed And Confused
I ulubiony utwór Renatki:
Led Zeppelin - Since I've Been Loving You
A inni giganci tych czasów, Deep Purple? Wrzaski Ian'a Gillana w "Child in Time" przyprawiały mnie o dreaszcze:
Deep Purple - Child In Time
Dynamika zespołu i "zasada", najpierw głośno, potem cicho a później bardzo głośno, wyznaczała nowe standarty:
Deep Purple - Speed King
Od czasów Slade lubiłem wrzaskiliwych woklaistów. DeepPurple (ale przecież też Zeppelini) zaspokajali tę fascynację:
Deep Purple - Bloodsucker
Czym był dla Led Zeppelin John Bonham, doceniłem w tym nagraniu. Posłuchajcie jak zmienia się utwór gdy kontrolę nad nim przejmuje perkusja:
Led Zeppelin - In My Time Of Dying
Nawet niezbyt lubiani przeze mnie Uriah Heep potrafili wkraść się w moje łaski (te krzykliwe partie wokalu wyłem własnym gardłem):
Uriah Heep - July Morning
Dzięki fascynacji Deep Purple, poznałem Jimmi Hendrix'a. Puprle grali przecież ten numer:
Deep Purple - Hey Joe
Kiedyś zorientowałem się że gra to ktoś jeszcze. A był to przecież Jimmi:
Jimmi Hendrix - Hey Joe
Potem przyszła fascynacja Jimmim, a to nagranie jest ze mną na zawsze:

Jimmi Hendrix - Voodoo Chile
Tytuł podobny, ale utwór inny, ale gitara ta sama.
Jimmi Hendrix - Voodoo Child
I w swych poszukiwaniach trafiłem na geniuszy białego bluesa, Fleetwood Mac. Ale oczywiście ten skład z Peter'em Green'em, a nie późniejszą popową formację.
Fletwood Mac - The Green Manalishi
Fletwood Mac - Oh Well
Biały blues, dobre czasy .......... Inna formacja Ten Years After z Alvinem Lee. Nawet ja, zupełny antytalent gitarowy (nigdy nie nauczyłem się grać, choć próbowałem), potrafiłem zagrać ten riff na jednej (albo dwóch) strunie:
Ten Years After - Love Like A Man
Tego szalonego utworu już nie potrafiłem zagrać (ale śpiewałem wraz z Alvinem):
Ten Years After - I'm Going Home
Dzięki tej kapeli poznałem cudowny dźwięk saksofonu. A kto potrafił wpleść ten instrument w rockowy jazgot? King Crimson !!! Tę kapelę poznałem jeszcze w czasach glamrockowych, bo przecież "Epitaph" był obowiązkowym numerem na przytulanych prywatkach. Dopiero później doceniłem inne ich nagrania:
King Crimson - Indoor games
To nagranie z płyty "Red" jest dla mnie utworem wszechczasów, genialnym przykładem "skomplikowanej" prostoty muzyki rockowej. Budowanie niesamowitego nastroju utworu, przy pomocy paru dźwięków granych "od niechcenia" na gitarze, to przejaw geniuszu Roberta Frippa i wspaniały przykład, że technika to nie wszystko. Można grać wolno i nieskomplikowanie i stworzyć coś ponadczasowego. Ten utwór UWIELBIAM po wsze czasy:
King Crimson - Starless
Dzięki King Crimson zainteresowałem się saksofonem i jazzem.
A kto wykorzystywał saksofon, kto grał na dwóch na raz??? Colosseum i wspaniała płyta "Live" z 1971 roku. To orgia bluesowo-saksofonowo-wokalna. To też jedna z moich ulubionych starych płyt. Czy się zestarzała??? No chyba że ja wraz z nią. Dla mnie wciąż brzmi świeżo:
Colosseum - Live (1971) 

 O ilu zespołach zapomniałem, ilu utworów nie wymieniłem, nawet nie chcę myśleć. To kwestia chwili i nastroju. Zakończę na tym, bo noc się kończy i trzeba przecież sprzątnąć zboże ;o))
Co będę wspominał za tydzień ...... coś na pewno ..........


Ale, ale ......... zapomniałem przecież o tak ważnym zespole jak The Doors. Może dla tego ze zawsze kojarzyli mi się tylko z wokalistą. Słyszałem tylko Jimma, słuchałem tylko jego tekstów. Dopiero po latach doceniłem ich muzykę.

The Doors - When The Music's Over
The Doors - The End
Muszę jeszcze napisać o jednym polskim wykonawcy. Ich pierwsza płyta na prawdę mną wstrząsnęła. To w Polsce można tak grać? Myślałem wtedy. To jedna z moich polskich płyt wszechczasów. Pierwsza płyta SBB, wydana w 1974 roku (to był bardzo dobry rok dla muzyki rockowej). Płyta nagrana na żywo !!!!!!!!!! Gitarzysta (Anthimos Apostolis) miał wówczas 20 lat ...............
SBB - Wizje (part 1 of 2)
SBB - Wizje (part 2 of2)
A Black Sabbath, a Budgie a ........... będzie o czym pisać za tydzień ;o))

*****

Obywatel NIP - RYSA HISTERYCZNA ... ciąg dalszy
Zamęczę Was tymi zdjęciami. Dobrze wam tak ;o))
Wszystkie zamieszczone dzisiaj zdjęcia pochodzą z czasów (przełom 2006/2007) gdy wraz z właścicielami pubu Zebra (już nieistniejącego), organizowaliśmy "Zebranocki". Impreza odbywała się co czwartek w pubie .......... ZEBRA (ale zaskoczenie). Na "scenie" występował zespół (co tydzień inny), a trochę w tle odbywała się wystawa zaproszonego artysty, lub grupy artystów, lub na odwrót. My szukaliśmy muzyków i "wystawców" a właściciel lokalu dawał lokal i kasę. Niestety mniej więcej po roku szara rzeczywistość zmusiła nas i właścicieli Zebry do zakończenia cyklu Zebranocek. Ale pozostały zdjęcia i wspomnienia:

Zaprzyjaźnieni jazzmani, czasem grają nasze utwory.

Program Zebranocek na m-c marzec.


Plakat jednej z wystaw.


Dzieła artysty.


Inne dzieła, innego artysty.


???????????


Ale artyści ;o))


Też niezła artystka ;o))


Obraz artystki i artystka jako taka.


A grały różne zespoły.


Koneserzy przed grafiką Krzyśka Sarny, inspirowaną niebyłym koncertem Budgie w Białymstoku.


Do jakich utworów, lub płyt,  Krzysiek Sarna robił te grafiki ? Nie musicie się domyślać.
Ale gdyby ktoś miał wątpliwości ..... Pink Floyd

The Doors.


Deep Purple.


Czasem udało nam się zaprosić miejscowe gwiazdy.


A czasem .... innych niezłych wykonawców ;o))


To se ne vrati ......

*****
Protokoły z muzycznych przesłuchań.
Prz tej płycie głowa nie boli. Łatwo docenić fragmenty  trudniej przesłuchać całość, bo muzyka którą tworzy Ry Cooder jest dość dziwna. Piszę o płycie "Chavez Ravine a record by Ry Cooder", wydanej w 2005 roku. Jest to hołd złożony nie istniejącej już, meksykańskiej  dzielnicy Los Angeles. Bardzo różne stylistycznie utwory, czasem jak na wiejskiej potańcówce, czasem nowoczesne. Ale płyta może wciągnąć. Na pewno nie spodoba się wszystkim. Ja nie wiem czy podoba mi się ..... ale chcę słuchać jeszcze raz ;o))
Ry Cooder - El U.F.O. Cayo
Ry Cooder - 3 Cool Cats
Ry Cooder - Chinito chinito
Przy tej płycie, nieprzyzwyczajonego to tej muzyki słuchacza, głowa może rozboleć. Tylko 4 utwory, ale za to wolne i ciężkie. Jak nazwać ich muzykę? Nie wiem (doom metal?). Czasem takich dźwięków też lubię słuchać, ale nie za często, a w tym tygodniu akurat miałem ochotę. Zespół YOB i płyta z 2004 roku "The Illusion Of Motion". Oto najkrótszy utwór z płyty i zdecydowanie najszybszy ;o))
YOB - Doom #2
A płyta zaczyna się tak :
YOB - Ball Of Molten Lead
Oj miała się ze mną rodzina w tym tygodniu. Polska kapela Jesus Chrysler Suicide wydała w 1999 roku płytę "Eso Es". Płytę nie najlepszą, ale wartą przypomnienia .... gdyby nie te teksty. Już nie łoją jak na poprzednich dwóch płytach.
Jesus Chrysler Suicide - Lola wita was
Jesus Chrysler Suicide - Zapalony
I znowu YOB w odtwarzaczu. Spodobało mi się? Czy można nazwać taką muzykę psychodeliczną? Chyba tak. Mnie odurza. Płyta lepsza niż poprzednia. Można sobie wyobrazić to i owo przy tej muzyce ;o)) YOB "The Unreal Never Lived" z 2005 roku. Dobry doom, dobry ;o))
YOB - Quantum Mystic
YOB - Kosmos
Po tej wgniatającej w fotel dawce ciężkich dźwięków, coś zupełnie innego. Steve Turre i płyta z 1995 roku "Rhythm Within". Ten amerykański puzonista gra jazz. Wspaniałe poczucie humoru, które słychać na tej płycie. Muzyka spokojna i wywołująca uśmiech na twarzy. Na wieczór dla poprawy nastroju, świetna i można nawet potupać ;o)) .................... i jeszcze to dziwne (muszle?) instrumentarium, wydające czasem bardzo oryginalne dźwięki.
Chciałem wybrać trochę inne utwory z tej płyty, ale były tylko te (dwa otwierające płytę):
Steve Turre - Funky - T
Steve Turre - Morning
Co tam dalej na półeczce? Może znowu Ry Cooder? Płyta z 2007 roku "My Name Is Buddy". Ry jest już po 60-tce, ale ciągle tworzy i nagrywa. A że zaczyna wracać do przeszłości?. Nic dziwnego. Stylistycznie płyta jest powrotem do lat trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku. Nie wszystkim musi się to podobać, krytykom się podoba. Ja tez znalazłem kilka utworów, chociaż nie lubię całej płyty (ale kto wie? ....... czas mija)..
Ry Cooder - Three Chords And The Truth A na całej płycie króluje taka muzyka:
Ry Cooder - Suitcase In My Hand
Po porcji dziwnych i spokojnych nagrań budzi się ochota na coś mocniejszego. Zaspokajam ją klasyką. Klasyką ale czy aż tak mocną? Najlepsza, według mnie, płyta Red Hot Chili Peppers, "Blood Sugar Sex Magik" z 1991 roku. Mocny i rewelacyjny funk w doskonałym wydaniu. Płyta przynosi kilka nagrań które stały się "nieśmiertelnymi" kowerami granymi do znudzenia. Mnie nie znudziły się do dzisiaj. Jest to jedna z płyt które są na mojej liście płyt wszechczasów. Które nagrania lubię? Jest to chyba z pół płyty, ale wybieram oczywiście te najmocniejsze. Do pierwszego nagrania jest teledysk, ale z ocenzurowanym tekstem. Wybieram wersję bez cenzury:
RHCP - Suck My Kiss
Tego mogę słuchać zawsze i od zawsze:
RHCP - Blood Sugar Sex Magik
Nawet ten przebój nie zestarzał się w mych uszach:
RHCP - Give It Away

I powracający jak bumerang Radiohead. Tą płytą nawet się nie znudziłem ;o)) "I Might Be Wrong - Live Recordings" z 2001 roku. Trochę wydziwiają, ale da się słuchać :
Radiohead - I Might Be Wrong
Radiohead - Like Spinning Plates

7 komentarzy:

  1. Ha! Ty nam oczu nie mydlij, Ty się lepiej przyznaj, jak to było w tę noc... co to Cię tak poniosło...

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest zupełnie inna muzyka...
    Takiej już nie dają w żadnym chyba radio...
    Jak Ty to znajdujesz ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje dla Viadra i Syna!
    I wiesz, dobrze, że spisujesz Waszą historię i zamieszczasz zdjęcia, dobrze jest to gdzieś zebrać :)))
    Ostatnio brak mi czasu na słuchanie muzyki, ale to okres przejściowy, nawet jeśli bardzo długo trwa.
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. widzę, że Syn poszedł w Twoje ślady, jak na jabłko przystało :))
    trochę zbyt mocna muzyka, jak dla mnie :)) wolę ballady :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że jednak nic więcej się nie wysypało :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. O cholera, to niezłe sprzatanie miałeś. A teraz sobie posłucham, jak było na koncercie:))Paczucha.

    OdpowiedzUsuń
  7. Vadro mocne!!!
    A reszta muzy to miód na moje uszy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń