piątek, 28 września 2012

A com widział i com słyszał, dzisiaj trochę wam opowiem.

¡Hola!
Udało się !! Wyjechałem i wróciłem. Przeżyłem starty i lądowania czeskiego samolotu. Wytrzymałem "dziką" i męczącą jazdę, po kilkaset kilometrów dziennie, przez całą Hiszpanię  Noclegi w lepszych i gorszych hotelach, ale wszędzie z klimatyzacją w pokojach. Dni pełne wrażeń (estetycznych) można opisać kilkoma słowami: chodzenie, zwiedzanie, chodzenie, zwiedzanie, robienie zdjęć, chodzenie, zwiedzanie, przejazdy przez góry z niespotykanymi widokami, zakwaterowanie w hotelu, pobudka, chodzenie, zwiedzanie, zdjęcia, chodzenie zwiedzanie, przejazd do następnego miasta .....................  Wiem już co oznacza określenie "śniadanie kontynentalne" ....... Gdy Hiszpanie i inni turyści wychodzili na ulice (po 21), my kładliśmy się zmęczeni spać, bo następnego dnia pobudka o 6.00 i znowu, chodzenie, zwiedzanie ................ czyli "objazdówka" po Hiszpanii. Ale przyznam że było warto. Wrażeń mnóstwo i dobrych i tych gorszych, ale i tak w pamięci zostaną tylko te pierwsze. Pozostanie też pamięć o "Królach Katolickich(Los Reyes Católicos" (Izabeli I Katolickiej I Ferdynandzie II Katolickim) którzy przegnali z Hiszpanii muzułmanów i innych innowierców,"sponsorowali" wyprawę Kolumba i dziś są na ustach wszystkich przewodników wycieczek i postumentach.
Największa wrażenie zrobiła na nas (bo byliśmy tam razem z Renatką), Granada. Zarówno miasto i jego położenie jak i "ostatni bastion Maurów" La Alhambra. Ale inne wspomnienie z tego miejsca zostanie w pamięci na zawsze. Noc z flamenco w jednym z lokali w dzielnicy cygańskiej. O dziwo (przynajmniej dla mnie), muzyka była tylko tłem dla eksplozji emocji tancerzy i widzów. Tego nie sposób zapomnieć i żadne zdjęcia i filmy nie oddadzą tego, co przeżywa się na żywo, widząc emocje na twarzach, czując zapach i oddech tańczących. A wszystko odbywa się w "jaskini" (Venta El Gallo) wykutej w skale.
Zrobiłem tam bardzo dużo zdjęć i z trudem udało mi się wybrać około trzydziestu, by podzielić się z wami tym przeżyciem.
Czy choć trochę poczujecie tę atmosferę? Mam nadzieję że tak.
W tle możecie posłuchać mego ulubionego gitarzysty flamemco. Klasyka i wręcz pomnikowej postaci współczesnej odmiany tej muzyki. Nie domyślacie się o kim piszę? To Paco de Lucia !!!!!

Flamenco de Saura
Czas zacząć taniec !!!!

Jeszce cisza i ciemność. Widzowie po woli zajmują swe miejsca z kieliszkami wina w dłoniach.


Z ciemności wyłaniają się postacie i głos. Głęboki, gardłowy, schrypnięty.


Do męskiego dołącza kobiecy, też niski i schrypnięty. 
Nie wiem o czym śpiewają, ale wiem że o czymś dla NICH ważnym.


Pojawiają się tancerki.


A głos opowiada.



Następny tancerz, w tle gitara i charakterystyczny rytm flamenco, wybijany dłońmi przez wszystkich obecnych na scenie.



Ole !!!!!!!!!


Wszystko ogarnia rytm wystukiwany stopami i dłońmi, słychać okrzyki tańczących. TO jest FLAMENCO.


Na scenę wychodzi najmłodsze pokolenie ...... dziewczynka piękna jak aniołek.


Ale przeżywa jak dorosła kobieta.


Chwilami wygląda zjawiskowo.


Sala zapatrzona, zasłuchana, zauroczona.


I znowu wybuch rytmu, taniec, okrzyki, oklaski.



Na scenie kobieta "diablica".


Ole !!!! Ole !!!! Ole !!!

Jej ręce wiją się jak węże.


Jej ciało wije się w tańcu i przegina .....


Następna piękna tancerka.


I znowu rytm, taniec i kolor.



Czy te oczy mogą kłamać? Chyba TAK !!!!


Czy mogła by serce złamać? I to JAK !!!



Czasem przez rytm przebija się gitara.



Tańczy (chyba?, sądząc po wzroku z jakim obserwowała występ) mama "aniołka".



Nogi, nogi roztańczone ..... a raczej "roztupane".


Tańcz "piękny" cyganie .....


Chwilami trudno złapać go w kadrze..... i gdzie są jego ręce ?????


Ole !!!!!

Oj, było na co patrzeć ;o))


Wszystkie tancerki na scenie, I znowu rytm, taniec i kolor ... emocje.


Ole !!!!! Szkoda że to już koniec.


A przy wyjściu galeria wspomnień na starych zdjęciach.


Tak tworzyła się historia tego miejsca.


Jeszcze rzut oka na nocną panoramę (w tle widać oświetloną Alhambrę).

*****
W internecie znalazłem filmy kręcone przez turystów w tym właśnie miejscu. I choć oddają one w bardzo małym stopniu intensywność przeżycia, to zamieszczam linki do nich. Scena i lokal ten sam, ale tancerze i muzycy trochę inni (choć część z nich występowała również przed nami). Podczas występu obowiązuje zakaz filmowania .... w związku z czym każdy kto ma kamerę, filmuje aż mu się grzeją baterie.
Granada
Dożo daje gra świateł, której w tych nagraniach nie ma.
*****
Raport z muzycznych przesłuchań.
Słuchałem dużo, bo sporo było przejazdów autokarem (najdłuższy ok. 600 kilometrów). W związku z tym nie będę was męczył całą masą linków, ale zaznaczę tylko wykonawców którzy zostawili jakiś pozytywny ślad w pamięci. Przede wszystkim zaprezentuję płyty kupione tam na miejscu, w Hiszpanii.
Pierwsza to łomot którego nie powstydził by się żaden mocny, anglojęzyczny wykonawca. Kapela nazywa się KTULU i właśnie wydała swą nową płytę "Makinal". W sklepie wzbudziłem konsternację , gdy poprosiłem sprzedawcę o coś na prawdę mocnego z hiszpańskiej muzyki. Pan grzecznie mi wyjaśnił, że w Hiszpanii to muzyka niszowa, ale jedną płytę znalazł. Oj ....... zaspokoił nią moją potrzebę słuchania dobrego łomotu !!! Posłuchajcie skrótu z całej płyty:
Ktulu - Makinal (Promo nuevo CD)
I jednego z nagrań ze starszego wydawnictwa, bo z tego nowego w necie (w całości) jeszcze nic nie ma:
Ktulu - Pura Vida
Poprosiłem też o mieszankę flamenco i jazzu. Tu było już dużo łatwiej i większy wybór. Ja wybrałem płytę pianisty Chano Dominguez-a "1993-2003" i nie zawiodłem się. Mieszanka w najlepszym stylu !!!
Ostatnią z kupionych płyt, była dwupłytowa składanka  na której znalazły się nagrania trzech klasyków hiszpańskiej gitary. "Spanish Guitar Magic!  Segivia-Montoya-de Lucia". Trudno pisać o takiej muzyce, ale każdy gitarzysta powinien tego posłuchać i pomyśleć ile ma jeszcze do ćwiczenia.
*****
A co z innej muzyki było w odtwarzaczu MP4 pożyczonym od Pedrinio? Jak zwykle groch z kapustą, czyli łomot i ........... nie łomot.
Zacząłem od jazzu, bo to mnie uspokoiło w samolocie (nie lubię jak mi wszystko podchodzi do gardła).  Kenny Wheeler z płyty "What Now?" wydanej w 2005 roku to niezła i uspokajająca muzyka tego kanadyjskiego trębacza. W chwili nagrywania tej płyty (2005) miał 75 lat, więc trudno oczekiwać po nim szaleństw:
Kenny Wheeler - What Now?
Kenny Wheeler - Iowa City
Delikatne przejście od jazzu do jazzrocka, czyli Coloseum II i płyta z 1977 roku "Wardance". Tu już ani śladu bluesa, mieszanka jazzu i progresywnego rocka, strawna do dzisiaj:
Colosseum II - Fighting Talk
Colosseum II - Castles
Wszystkie ścieżki prowadzą do rockowego łomotu, który zawsze w końcu trafia do mego odtwarzacza. Potrafi mnie podnieść po ciężkim dniu, dając niezłego kopa. Tym razem był to polski Illusion z nowiutkiej płyty "The Best Of Illusion". Nie przepadam za bardzo za nimi, bo ich teksty to nie moja "poetyka", ale TE DWA kawałki coś kiedyś dla mnie znaczyły i do dziś dają dużą dawkę adrenaliny.
Illusion - Vendetta
Illusion - Nóż
A potem coś bardzo ciężkiego. Przestrojone w dół gitary Kyuss dwięczą mi w uszach od lat. Tu z płyty (EP) wydanej w 1977 roku "Kyuss/Queens Of The Stone Age". To chyba ostatnie wydawnictwo Kyuss i pierwsze kapeli która dzięki niemu powstała, czyli Queens Of The Stone Age. Cóż innego mogło mi się podobać jak nie cover Black Sabbath?
Kyuss - Into The Void
Queen Of The Stone Age - If Only Everything
Markiem Knopflerem nie będę was zanudzał, bo przy nim zasypiałem w autobusie.
Na dziś (bo muszę już kończyć, ale nadrobię za tydzień!!!) jeszcze coś co wprawiało mnie w dobry nastrój. Polski Indios Bravos to bardzo lekko-radosna muzyka, akurat na takie podróże. Indios Bravos z płyty "Mental Revolution (Extended Version)" z 2005 roku:
Indios Bravos - Mental Revolution
Indios Bravos - Pom Pom
Indios Bravos - Tak to tak

11 komentarzy:

  1. Witaj :) Zdjęcia mają klimat. To na pewno nie t samo co na żywo, ale mimo wszystko ..
    Pozdrawiam.
    PS: Nie znasz kogoś kto ma niepotrzebną gitarę klasyczną? Potrzebuję...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia piękne. Inne niż te które zamieszczałeś poprzednio...
    A rockowo z Hiszpanią kojarzy mi sie Entre dos Tierras.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe, spodziewałam się innych zdjęć :-)))
    Budynków , zabytków...
    Ale przecież to blog o muzyce :-)
    Extra ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, loty, przeloty, wyloty i odloty, wstawanie i zwiedzanie - zazdraszczam!!!! Nawet mimo niejadalnego śniadania kontynentalnego!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj musiało być pięknie, uwielbiam słuchać i oglądać tancerzy flamenco!
    Szkoda, że jeszcze nie widziałam na żywo :)
    Zdjęcia ciekawe, chociaż bez muzyki i rytmu faktycznie trudno się wczuć tak jakby się było tam obecnym :)
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zwiedzanie kurcgalopkiem od szóstej rano? Nie dla mnie! Ale noc w jaskini z flamenco - czemu nie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj
    Pięknie, kolorowo, gwarnie, muzycznie- dla takich chwil warto żyć :)
    Chłopaczku- wszystkiego naj...dziś i zawsze :)
    Słonecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zazdraszczam, pięknie...A tak fajnie opowiedziałeś, fotoopowiedziałeś, że poczułam klimat:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Krótko powiem- zazdroszczę:))Paczucha

    OdpowiedzUsuń